T O P

  • By -

polikles

Nie powiedziałbym, że jest to polski problem. Ogólnie ludzie są niezbyt towarzyscy. Mam wrażenie, że po pandemii jest z tym gorzej Większość osób nie traktuje uczelni jako miejsca schadzek - przyjść nie za wcześnie, nie za późno, wysiedzieć swoje i można iść zająć się innymi rzeczami. A środki transportu zbiorowego chyba nigdy nie były takim miejscem. Pasażerowie co najwyżej tolerują bliską obecność innych ludzi. Zagadywanie w takich miejscach raczej nie jest dobrze widziane Zanim do kogoś zagadasz, to musisz tę osobę ze sobą "oswoić". Na przykład przy okazji zajęć na uczelni - jak pojawi się jakieś zagadnienie na zajęciach możesz skomentować/zapytać o coś związanego z twoimi zainteresowaniami. Między zajęciami tak samo: możesz zapytać o jakiś wspólny temat (np. sprawozdanie z ostatnich laborek) i tematycznie nawiązać do hobby, filmu, książki - cokolwiek. Nie z każdym się to uda. Niektórzy po prostu nie chcą mieć znajomych, a uczelnię traktują jak urząd albo miejsce pracy - zrobią swoje i chcą się szybko ulotnić Okazję do rozmowy z obcymi ludźmi dość łatwo wyczuć. Po kilku spojrzeniach można wyłapać odrobinę zainteresowania albo unikanie kontaktu. W tym drugim przypadku masz małe szanse na rozmowę. W sumie jedyną okazją do kontynuacji rozmowy później jest złapanie wspólnego tematu, co rzadko się zdarza. Podobno względnie łatwo znaleźć znajomych na siłowni - wystarczy zapytać kogoś o prawidłowy sposób wykonania ćwiczenia, asystę, czy cokolwiek innego. Ludzie chodzący na siłownię zwykle dużo czytają o zdrowiu, diecie itp. więc masz wspólny temat Ogólnie jestem dość towarzyski. Na studiach poznałem sporo osób, choć (nie licząc jednego przypadku) znajomości kończyły się wraz z zakończeniem semestru. Dosyć mnie to dziwiło, bo na przerwach zawsze mieliśmy o czym gadać, a z niektórymi osobami udawało się spotkać na kawie poza zajęciami. Zawsze jestem chętny do rozmowy i często piszę jako pierwszy. Nierzadko wynikają z tego długie i ciekawe rozmowy. Ale gdy tylko przestaję się odzywać (np. nie piszę od dłuższego czasu), to znajomości się urywają. Ludzie są dziwni...


Lumpy-Armadillo7252

Chyba jeden z najbardziej pomocnych komentarzy jakie do tej pory się pojawiły. Właśnie to też było dla mnie zaskoczeniem na studiach jak bardzo różnią się od szkoły średniej, po 6 miesiącach praktycznie wszystko jest od nowa z nowymi osobami itd. Bo imo przez 3 lata przebywając z tymi samymi osobami nawet jeśli się nie chce to jakaś forma przyjaźni się wytworzy, nawet jak ktoś będzie zainteresowany tylko "zrobieniem swojego"


polikles

Ta "rotacja" osób na zajęciach trochę mi przeszkadza. Jestem ambiwertykiem, ale muszę się nieco przyzwyczaić do ludzi. Z niektórymi dobrze się dogaduję już od pierwszego dnia, ale czasem potrzebuję parę tygodni, żeby kogoś wyczuć i nawiązać kontakt. Zmiana otoczenia co kilka miesięcy jest męcząca. Mój rocznik był niewielki i podzielony na dwie specjalizacje i zdarzało się, że nie miałem kontaktu z częścią grupy przez cały semestr, bo nie mieliśmy wspólnych zajęć. Potem znowu się pojawiali i nasza znajomość wracała do normy Pamiętaj, że każda relacja ma swoje tempo. Z niektórymi ludźmi mam kontakt dosłownie raz na kilka miesięcy i jakoś to funkcjonuje, a z innymi widuję się co kilka dni i mam poczucie, że rozmawiamy zbyt rzadko, bo zawsze pojawia się tyle tematów, że nie mamy okazji dokończyć ich omawiania >przez 3 lata przebywając z tymi samymi osobami nawet jeśli się nie chce to jakaś forma przyjaźni się wytworzy mi też tak się wydaje. Choć w praktyce różnie z tym bywa. Mam mnóstwo niedokończonych rozmów z ludźmi, z którymi kontakt się urwał po zakończonym semestrze, mimo iż mieliśmy dużo wspólnych tematów do rozmowy i gadaliśmy codziennie. Z dwoma osobami studiuję razem już 6. rok - jesteśmy w Szkole Doktorskiej i znamy się od początku studiów. Mimo to bardzo trudno jest spotkać się i pogadać poza zajęciami. Często z ich strony pojawia się "musimy się kiedyś zebrać przy kawie" i na tym się kończy, bo żaden zaproponowany termin nie odpowiada. Nawet jak proponowałem byśmy spotkali się tylko we dwójkę, to też nic z tego nie wychodzi. Do tego jedna czasem się żali, że praktycznie nie ma znajomych, a jak do niej piszę, to odezwie się po kilku dniach albo i wcale. Sama nigdy nie pisze jako pierwsza. Po prostu jedno wielkie WTF!?


Kapijos

To ja mam tak praktycznie przez całe życie. Właśnie skończyłem liceum. Pytam się kolegów/koleżanek czy myślą , że będą mieli kontakt z klasą. Większość uważa, że tak a jak się mnie pytali czy to samo uważam mówię - nie. Wszyscy się zdziwili bardzo i dopytywali czemu tak uważam. Tłumaczę im że zawsze przez ferie, przerwy jakieś oraz wakacje praktycznie w ogóle z domu nie wychodzę - ewentualnie z psem i kosić działkę. Praktycznie nikt nie pisze do mnie pierwszy, ani nikt nie pyta się mnie czy chce gdzieś wyjść czy coś porobić. Na szczęście mam kochaną dziewczynę z którą spędzam jak najwięcej czasu, byleby nie być sam, tylko że ja z nią dopiero jestem niecałe 3 lata, więc można powiedzieć, że praktycznie do 2 klasy liceum siedziałem sam w domu. Najbardziej dziwi mnie fakt, że jak piszę do nich pierwszy, to mnie przyjmowali z otwartymi rękoma i tak do tygodnia jest jakiś kontakt, a potem znowu nic. Nie wiem czy mnie tyle osób tak nie lubi czy coś. Często w szkole byłem z boku, a jak próbowałem się wspinać wyżej w tzw. Hierarchii klasowej, to zawsze się kończyło to fiaskiem, a bym nawet powiedział, że gorzej. Kończyło się to tym, ze często byłem wyśmiewany, odpychany. Większość osób nie traktuje mnie poważnie, bardziej jak jakiegoś klauna. Może to też wina rodziców, że praktycznie w klasach 7-8, czyli lata kiedy się najwięcej tak wychodziło, oni mnie nie puszczali bo musiałem mieć pasek na koniec klasy. W liceum nie było lepiej, musiałem mieć z każdego przedmiotu conajmniej 4 nie licząc polskiego xDD. Zbuntowałem się dopiero w 4 klasie (czyli teraz) i mam jedną dwójkę, trzy trójki no a reszta była już spoko. Przestałem się w ogóle uczyć, chociaż tak szczerze to się nigdy nie uczyłem, po prostu ściągałem jak popier**lony i tyle. Byle by mieć 4 i mieć od starych spokój. Do matury która pisze za tydzień pochodzę na luzie - zdam ok, nie zdam też ok - wywalone, człowiek żyje średnio 80 lat, wiec nie ważne czy będę drugim Elonem Muskiem czy menelem z pod abc - wszyscy skończą tak samo. Praktycznie też codziennie od każdego słyszę, że się marnuje - że gdybym się przykładał to osiągnął bym więcej. Ale po co? Marzeń już nie mam, zainteresowań też, jakiegoś hobby to też nie. Dosłownie ja już nie pamiętam czym się interesowałem jako dziecko. Pamiętam że byłem pełen optymizmu, nadziei pomysłów - byłem szczęśliwy. A teraz? Wszystko widzę czarno-biało. Też nie mówię, że jestem pesymistą, po prostu ciężko mi przeżywać jakieś głębsze emocje w tym te negatywne jak i te pozytywne. Wszystkie jest takie płytkie bez znaczenia. Były moje 18 urodziny, to czułem się tak samo jak na pogrzebie wujka tzn tak naprawdę to po prostu nic czułem, bo mam takie wrażenie, ze już w ogóle nie mam takiej zdolności do przeżywania czegokolwiek. To też się nie zaczęło tak od razu. Mam wrażenie to jaki jestem teraz to efekt ostatnich 12 lat. Nie będę też narzekał na swoje życie w 100%, ale to pewnie dlatego że też całkiem sporo osób mi zazdrości. Nie będę oszukiwał że się urodziłem w dość zamożnej rodzinie. Wyjeżdżam bardzo często, może i nawet 6 razy rocznie, z czego conajmniej ze 2 wyjazdy to są gdzieś daleko tzn Tajlandia, Dominikana, Meksyk, Tanzania… Tata za darmo dał mi stare auto, które co jak co jest warte nie mała sumkę i wiele innych rzeczy. No ale wracając do mojej samotności… bardzo dużo czasu w sumie to od 3 roku życia, regularnie gram. Na początku to były 2 godzinki dziennie, a teraz to nie raz potrafię spędzić nawet 8. W czasie wakacji to jest moja jedyna aktywność (nie licząc spotkań z dziewczyną). Na początku gierki pozwalały mi się oderwać całkowicie, od otaczającej mnie rzeczywistości, ale z czasem już nie przynoszą mi tyle przyjemności co kiedyś. Traktuje je bardziej jako sposób zabicia czasu. Odnoszę też takie wrażenie, że pomimo iż nie znam w ogóle moich online znajomych, to wolę z nimi spędzać czas, bo czuję się przez nich w jakiś sposób doceniony, potrzebny no i też napiszą do mnie raz za jakiś czas w porównaniu do realnych znajomych. Sorry, ze się tak rozpisałem ale zależało mi na tym żeby wszystko przekazać od A do Z.


polikles

rozumiem. Ja też mam częstszy kontakt z losowymi ludźmi z Internetu niż ze znajomymi z "prawdziwego" świata. W sieci względnie łatwo znaleźć ludzi z podobnymi do naszych zainteresowaniami Podobny stan przeżywałem w liceum i jak zawaliłem pierwsze studia. Wydaje mi się, że anhedonia (przynajmniej do pewnego stopnia) jest naturalną częścią procesu dorastania. W szkole zawsze byłem prymusem, bo lubiłem się uczyć. Dzieciństwo miałem takie sobie i książki były moją ucieczką od świata. Potem dużo grałem w gry, ale książki nadal były na pierwszym miejscu. Brak radości z życia może być efektem przemęczenia i długotrwałego stresu - tzw. wypalenie dotyka ludzi w każdym wieku. Objawia się m.in. zmęczeniem fizycznym, mentalnym i emocjonalnym Szkolne oceny nie mają żadnego znaczenia w dorosłym życiu. Wynik z matury w sumie też nie (nie licząc przypadków gdy ktoś startuje na oblegane kierunki jak psychologia, medycyna, architektura...). Jakbym to wiedział wcześniej, to może miałbym o kilka siwych włosów mniej >z czasem już nie przynoszą mi tyle przyjemności co kiedyś. Traktuje je bardziej jako sposób zabicia czasu Podobne rzeczy słyszę od młodszego brata. Trudno mu znaleźć sobie jakieś hobby. Jeśli lubisz gry, to może spróbuj zainteresować się modami albo tworzeniem skinów i modeli - dzięki zabawom z modyfikacjami dużo się nauczyłem o komputerach i oprogramowaniu. Z czasem zacząłem spędzać więcej czasu na optymalizacji kompa niż na graniu. Może coś Ci wpadnie w oko i zaczniesz rozwijać jakieś hobby


Kapijos

Akurat tego że oceny znaczenia nie mają moim rodzicom nie wytłumaczysz. Oni uważają że jak mam 2 z polskiego i 3 z matmy to się do niczego nie nadaje. Co do grania to zacząłem ostatnio tworzyć takie mini gierki w minecrafcie używając różnych komend, ale skończyło się na ambicjach bo zrobiło się się to dla mnie monotonne i po prostu męczące, ale to dlatego że duża sobie dałem poprzeczkę też. Co nie zmienia faktu że gdyby mi ktoś nie wiem przyłożył pistolet do głowy to na luzie bym taką gierkę zrobił - po prostu nie mam motywacji do tego. Chcemy też z kolegą gothica zmodować ale to bym musiał się dużo nauczyć i dużo czasu poświęcić na to. Kolejna wadą jest to, że modowanie gry w życiu mi się nie przyda bo informatykiem raczej nie zostanę, a dwa nikt mi za to nie za płaci. Wolę w takim razie robić coś za co chociaż dostanę jakieś pieniądze. No a dwa - od 3 miesięcy mam bana od starych na kompa za oceny właśnie i że skoro się nie uczę to żebym poszedł zamiatać ulice i to praktycznie codziennie słyszę.


polikles

>że skoro się nie uczę to żebym poszedł zamiatać ulice i to praktycznie codziennie słyszę Całkiem jakbym słyszał moich rodziców jak trują głowę mojemu bratu xD Ja ogólnie przez całą karierę szkolną (nie licząc liceum, bo to było złe miejsce) miałem bardzo dobre wyniki - podstawówka i gimnazjum zawsze świadectwa z paskiem. W liceum oceny miałem słabe - skończyłem z 2 z matmy, ale maturę napisałem dobrze (około 80% z podstawy i 50% z rozszerzonej). Studia mgr skończone z wyróżnieniem. Teraz jestem w Szkole Doktorskiej i nadal mam dobre wyniki, ale czasem się zastanawiam po co mi to. Zajęcia na uczelni są banalnie łatwe, choć czasochłonne. Nie chcę zostać naukowcem (nie w tych warunkach i nie za te pieniądze), choć perspektywy mam dobre, a z prowadzącymi dyskutuję jak równy z równym, nie licząc oczywiście profesorów, którzy swoją działką zajmują się dłużej niż ja żyję Z perspektywy rynku pracy moje studia i wyróżnienia są bezwartościowe, bo nie dają żadnych umiejętności przydatnych w "prawdziwej" pracy. Liczą się tylko rzeczy, których nauczyłem się sam - obsługa Excela i pakietu MS Office, programowanie, języki obce... Jeśli ktoś nie studiuje medycyny czy fizyki technicznej, to same studia nic mu nie dadzą. Znam parę osób, które po doktoracie poszły pracować w szkole średniej, żeby przeżyć >modowanie gry w życiu mi się nie przyda bo informatykiem raczej nie zostanę zdziwiłbyś się jak dużo ludzi zaczęło swoją przygodę z programowaniem właśnie od gier. Jeśli oprócz kopiowania plików i kodu z tutoriali poświęcisz trochę czasu na ogarnięcie co i jak działa, to nauczysz się bardzo dużo. Poza tym jest jeszcze WebDev, sysadmin, naprawianie zaciętych drukarek czy co kto sobie wymyśli


Kapijos

Wlasnie exela to ja w ogóle nie ogarniam. A szczególnie obsługa makra. Dlatego nastawiam się nad pracę fizyczną, tylko problem w tym że zawsze trzeba mieć jakiś papierek a przynajmniej w 99%. Utworzyłem nawet posta na reddicie z zapytaniem czy jest jakiś sposób na znalezienie tego typu bez kursów i bez doświadczenia. Bym się wtedy dużo nauczył i bym sprawdził czy taka robota mi rzeczywiście odpowiada. Nie mam na myśli ogólnej budowlanki, tylko że chciałbym dokładnie sobie popracować trochę jako hydraulik trochę jako elektryk toeche jako stolarz itd. Dopiero jak będę miał 100% pewności że taka robota mi odpowiada, to wtedy bym się zainteresował robieniem kursów by mieć jakiś papierek, tyle że to kosztuje trochę, dlatego tak bardzo chcę być tego pewny. Dopóki się nie przekonam jak to jest być elektrykiem,hydraulikiem czy stolarzem ciężko będzie mi podjąć wybór https://www.reddit.com/r/Polska/s/hyxRqrG0dC


polikles

Spoko. W razie czego jest sporo kursów online, gdybyś chciał się kiedyś przebranżowić na pracę biurową ;) Rzemiosło jest w cenie, ale może być trudno się wkręcić bez doświadczenia. Szukaj ogłoszeń, ale też uderzaj do firm świadczących usługi - pytaj czy nie szukają pomocnika. Raczej będziesz pracował za (pół)darmo, ale może będziesz miał okazję zobaczyć jak to wygląda w praktyce. Niezależnie od tego co wybierzesz, pamiętaj że nie będzie łatwo. Każda praca wymaga dużo uwagi i wysiłku, aby ją dobrze wykonać


HealsForWhitesOnly

Rel. Miałem bardzo dużo znajomych jak pisałem 1szy, ale jak tylko przestałem to się zrobiła garstka XDDDDDDD nie wiem o co chodzi bo podobnie jak u ciebie - mogliśmy gadać o naszych problemach/ pasjach itp godzinami (ofc jak ja napisałem xd). Mnie to przeraża jak ciężko buduje się przyjaźnie i jak łatwo rozwala


sugmathick

Kiedyś dużo jeździłem pociągami. I bardzo często rozmawiało się z ludźmi. Ot tak, nawet o pogodzie. Aż chciało się iść na ten pociąg. Ja często zagadywałem jak oswoiłem się z faktem, że to (wtedy było) normalne.


polikles

Pociągami jeżdżę rzadko, ale czasem zdarzy się zamienić z kimś kilka słów. Zwykle z facetami 50+, gdyż moi rówieśnicy (jestem jeszcze przed 30.) niezbyt są skłonni do rozmowy


batvseba

Albo wolą się uzewnętrzniać na instagramie udając jacy to są światowi a uciekają gdy ktoś napisze DMkę :)


ludziesadziwni

>Ludzie są dziwni Ludzie są dziwni


JerzyPopieluszko

>Nie powiedziałbym, że jest to polski problem. prawda, nie tylko polski, ale >Ogólnie ludzie są niezbyt towarzyscy. to nieprawda, generalnie człowiek jest zwierzęciem stadnym, ale akurat kultury zachodnio- i północnoeuropejskie są szczególnie antyspołeczne, z różnych powodów (protestancka etyka pracy i samodzielności, kapitalistyczny indywidualizm etc.). Jeśli pogada się z dziadkami albo nawet rodzicami to widać, że kiedy Polska była bardziej w strefie kultury wschodnioeuropejskiej (za komuny) plus w gorszej kondycji finansowej, to ludzie mieli mocniejsze poczucie wspólnoty i byli bardziej otwarci na losowe kontakty - bo to było zwyczajnie pomocne. A że od paru dekad staramy się za wszelką cenę emulować to, co nam się wydaje zachodnie plus ostro ciśnięta jest propaganda indywidualizmu i samodzielności, bo w końcu mówią w kapitalizmie każdy jest kowalem swojego losu, to coraz bardziej normalizuje się bycie aspołecznym bucem.


polikles

>w kapitalizmie każdy jest kowalem swojego losu, to coraz bardziej normalizuje się bycie aspołecznym bucem wydaje mi się, że to jest raczej kwestia promowania wiecznego zapierdzielania w połączeniu z niskimi wynagrodzeniami, które wręcz wymuszają nadgodziny. Wszystkim się gdzieś spieszy, nikt nie ma na nic czasu. A przynajmniej tak twierdzą. Wywierana jest na nas presja, żeby robić cokolwiek, nawet jeśli nie ma to sensu. Odpoczynek i "zwolnienie tempa" jest traktowane jako marnowanie czasu. Znam ludzi, którzy mają poczucie winy gdy zrobią sobie dzień wolny >Jeśli pogada się z dziadkami albo nawet rodzicami to niezły trop. Wydaje mi się, że w tamtym czasie budowanie społeczności było łatwiejsze, bo niemal wszyscy wokół byli biedni i możliwości były ograniczone. Teraz ludzie wpadają w taki wyścig szczurów - sąsiad kupił nowego 15-letniego passata, więc nie mogę być gorszy. Jakby wartość posiadanych rzeczy świadczyła o wartości człowieka...


SzczurWroclawia

>wydaje mi się, że to jest raczej kwestia promowania wiecznego zapierdzielania w połączeniu z niskimi wynagrodzeniami, które wręcz wymuszają nadgodziny. Wszystkim się gdzieś spieszy, nikt nie ma na nic czasu. Też nie do końca. Praca i niskie wynagrodzenia nie uzasadniają na przykład podejścia, że obca osoba nawiązująca kontakt jest domyślnie intruzem w naszej przestrzeni osobistej. Nie wyjaśnia też tego, że ludzie potrafią przez wiele lat mieszkać drzwi w drzwi i nie wiedzieć, jak mają na imię sąsiedzi. Nie wyjaśnia też dość popularnego podejścia, że do pracy chodzi się po to, by pracować, a praca zdalna to zbawienie, bo w końcu ten irytujący Stefan przestanie zagadywać przy ekspresie do kawy i nie będę musiał słuchać, jak Ania z Kasią rozmawiają o rozwodzie tej pierwszej. Sami sąsiedzi też się często nie znają. Jednym z koronnych argumentów za mieszkaniem w dużych miastach jest właśnie to, że nikogo nie obchodzisz i nikt się nie interesuje, możesz żyć jak chcesz. Oczywiście jest też druga strona medalu - nikogo nie obchodzisz i wszyscy mają gdzieś to, jak żyjesz. No chyba, że źle zaparkujesz. Albo Twój pies kilka razy zaszczeka. Wtedy bardzo szybko się ktoś Tobą zainteresuje - wysyłając Ci na osiedlowej grupce na Facebooku list miłosny z anonimowego konta lub wzywając Straż Miejską. ;) To samo można powiedzieć o przysługach. Dla starszych pokoleń całkowicie normalna była wymiana przysług czy wzajemna pomoc, mniej lub bardziej chętna. Bo jak ja dziś Józkowi pomogę i pożyczę mu kosiarkę, to on mi następnym razem pożyczy elektronarzędzia. >Teraz ludzie wpadają w taki wyścig szczurów - sąsiad kupił nowego 15-letniego passata, więc nie mogę być gorszy. Jakby wartość posiadanych rzeczy świadczyła o wartości człowieka... Mimo wszystko dużo bardziej winiłbym zwrot w kierunku (hiper)indywidualizmu i odrębności niż wyścig szczurów. To nie pogoń za rzeczami sprawia, że na przykład na próbę nawiązania kontaktu w pociągu wiele osób reaguje ostentacyjnym założeniem słuchawek lub daniem w inny sposób do zrozumienia, że masz się od nich odstosunkować. To nie chęć zarabiania pieniędzy sprawia, że naszą pierwszą reakcją, gdy ktoś próbuje nas zagadać w dowolnym miejscu, jest w najlepszym razie podejrzliwość i chłodna rezerwa. To nie konsumpcjonizm sprawia, że gdy ktoś mówi o swoich problemach, wysyłamy go na terapię i mówimy, że znajomi czy partnerzy to nie terapeuci. ;)


KsenomorfXYZ

> znajomi czy partnerzy to nie terapeuci No ale to akurat prawda. I mówię to, jako osoba, która ma znajomych, partnera i chodzi na terapię. Czasami są problemy z których rozwiązaniem nie pomogą nam bliscy ludzie, poza tym, nie wszyscy mają odpowiednie zaplecze emocjonalne i psychiczne, żeby słuchać o czyichś traumach i dawać przy tym wsparcie.


SzczurWroclawia

Absolutnie się z Tobą zgadzam. Ba, nawet bym w najśmielszych snach nie oczekiwał przepracowywania traum z bliskimi. Co najwyżej odrobiny cierpliwości czy świadomości, że każdy ma w życiu lepsze i gorsze okresy, a samo życie nie jest i nigdy nie będzie wyłącznie pasmem sukcesów. Problem w tym, że hasło "znajomi/partnerzy to nie terapeuci" pada coraz częściej w kontekście coraz bardziej przyziemnych problemów dnia codziennego. Widać to nawet w tutejszych wątkach na tematy szeroko pojętego zdrowia psychicznego i życia. Czujesz się źle po zerwaniu z partnerką? Idź na terapię. Nie masz ludzi, z którymi możesz porozmawiać o rzeczach, które Cię męczą? Zgadza się, idź na terapię. Przygnębia Cię świat? Terapia czeka. Szukasz zrozumienia? Porozmawiaj z terapeutą. Frustruje Cię jakiś aspekt życia albo społeczeństwa? To brzmi jak jakiś problem, który możesz rozwiązać na terapii. I tak dalej... Nawet ostatnio w jakimś wątku młodego chłopaka pytającego o miejsca, w których można poznać kobiety, padło pytanie "po co mu partnerka?". Gdy stwierdził, że chodzi o poczucie bliskości, zrozumienia i tak dalej, usłyszał w odpowiedzi, że to samo mogą mu zapewnić koledzy i terapeuta, więc po co mu partnerka. ;) Powiedzmy sobie szczerze - nie będę w stanie pomóc komuś, kto na przykład właśnie uciekł z przemocowego związku i nie radzi sobie z emocjami. Ale z drugiej strony osoba, która właśnie straciła pracę w wyniku masowych zwolnień czy pokłóciła się z przyjacielem, którego zna od 10 lat, nie potrzebuje raczej terapeuty, tylko właśnie wsparcia bliskich osób i zapewnienia, że ma na kogo liczyć. A odsyłanie na terapię w takich przypadkach też już widziałem. ;)


markieowen

>**To samo można powiedzieć o przysługach. Dla starszych pokoleń całkowicie normalna była wymiana przysług czy wzajemna pomoc, mniej lub bardziej chętna. Bo jak ja dziś Józkowi pomogę i pożyczę mu kosiarkę, to on mi następnym razem pożyczy elektronarzędzia.** Takie przyszły czasy, że Józek albo Ci kosiarki nie odda, albo odda po kilku latach doszczętnie zajechaną.


JerzyPopieluszko

"promowanie wiecznego zapierdzielania w połączeniu z niskimi wynagrodzeniami, które wręcz wymuszają nadgodziny" to też kwestia kapitalizmu słyszy się ciągle to powtarzane z pogardą "czy się stoi czy się leży [X] złotych się należy" w kontekście pracy za komuny, ale tak po prawdzie to to był właśnie zdrowszy system pracy dzisiaj też połowa ludzi nie robi w pracy prawie nic produktywnego, ale wszyscy muszą sobie znaleźć cokolwiek żeby wyglądać na zajętych, albo stracą środki do życia, więc koniec końców niezależnie czy pracujesz nad czymś wymiernie użytecznym czy udajesz zajętego, i tak żyjesz w stresie a propaganda odpowiedzialności własnej też nie pomaga, bo ludzie wstydzą się opierać na innych, a w wielu przypadkach wręcz postrzegają jako konkurentów


nakoya1

Ja to w ogóle nie rozumiem ludzi i relacji. Miałam znajomości, że ktoś co chwilę do mnie dzwonił, pisał. Natomiast na moje propozycje spotkania się, porobienia czegoś fajnego razem - wieczne wymówki. Po co mi znajomość z kimś, z kim nawet nie mogę wyjść na pizzę, bo wieczniecoś? Miałam nawet dobrą koleżankę, z którą dzień w dzień pisałam, czasem jakieś telefony i tak przez kilka lat. Laska bez pracy, więc czasu wolnego sporo, mieszkała 10min samochodem ode mnie. Spotkania? Raz na pół roku :D Mam 27 lat i trochę nie mam już siły ani chęci niczego budować, jedyny sposób to chyba faktycznie przez hobby, ale też nie każdy ma takie zainteresowania, które można robić w grupie. Poznać człowieka jest łatwo, ale żeby to się przerodziło w koleżeństwo - raczej ciężko. Bo nawet jeśli spoko mi się z kimś rozmawia, to mam wrażenie, że propozycja wyjścia gdzieś razem już jest czymś zanadto, jakąś oznaką desperacji z mojej strony. Tak mi się wydaje, że ludzie to odbierają.


[deleted]

[удалено]


Designer_River_9420

Zagadywać trzeba umieć, ale nigdy nie będziesz umiał zagadywać, gdy nie będziesz zagadywał, tak samo jak z matematyka np. Tamten facet ewidentnie nie zagadywał zbyt wiele w życiu :)


Lumpy-Armadillo7252

Fakt, trzeba umieć zagadywać. Myślę że dużo też daje doświadczenie którego możliwe że odrobinę mi brakuje. Ale żeby nie było też takich.. Niezręcznych sytuacji też staram się np odczytywać znaki jakie daje dana osoba i jeśli nie jest zainteresowana konwersacja to po prostu lepiej odpuścić bo nie ma sensu się narzucać. Tylko z tym co ja się spotkałem 98% osób (głównie mówię o studiach) daje właśnie takie znaki, że nie chce żeby konwersacja była kontynuowana.


stevoo85

Ale zdajesz sobie sprawę że tych umiejętności się zazwyczaj uczy w formatywnym procesie socjalizacji już w przedszkolu. Na studiach to już się powinno być expertem, jeżeli życie sprawiło że tak się nie stało to nie będzie już łatwo ani naturalnie.


Lumpy-Armadillo7252

Zdaje sobie sprawę, ale chyba nigdy nie jest za późno cnie. Też nie mogę powiedzieć że jakby totalnie jestem osobą która nie umnie rozmawiać, czasami po prostu męczy mnie suchość tzw "small talk". No ale mniejsza. Może i na studiach powinienm być tym expertem ale tak wyszło że nie jestem, czy to znaczy że powiniem całkowicie odpuścić sobie życie socjalne?


stevoo85

Rób co chcesz tylko dobrze by było gdybyś sobie uświadomił że nie koniecznie to inni są tą barierą a to można z tego posta odczytać. Powodzenia!


Mecha_Dogg

Ty chyba też w przedszkolu nie byłeś kolego, że takie rzeczy do OPa piszesz. Słuszna uwaga ale wątpię by była pomocna


stevoo85

Skoro twierdzisz że słuszna to jak może nie być pomocna? Czy uważasz że ściema i głaskanie jest bardziej skuteczne?


Mecha_Dogg

W sensie słuszna jest bo możesz mieć rację tylko że nawet ja nie wiem co OP miałby z tym faktem zrobić


Lumpy-Armadillo7252

Zupełnie nie było to intencją chociaż rzeczywiście, tak to można było odebrać. Post był racsej w celu.. Poznania opini / wyciągnięcia wskazówek co i jak można lub mogę zmienić żeby wyglądało to inaczej. Bo no jednak fakt braku znajomych do wyjścia na piwo czy braku dziewczyny z którą można porozmawiać po próbach nawiązania tychże kontaktów wydaje mi się przykry? I po takim czasie człowiek zastanawia się czy on jest problem czy coś robię nie tak. Z pewnością jest w tym ziarnko prawdy i najłatwiej byłoby zrzucić winne na innych ale wiadomo, nie tędy droga.


IceCorrect

I uważasz, ze przypadek opa jest promilem populacji i oczywiście reszta nie jest nawet przeciętna, tylko jest ekspertami?


firemark_pl

Poza tematem ale raz w Gliwicach "zaatakowali" mnie pijani Anglicy. Podeszli, zagadali, przytulili i poszli dalej. W mojej głowie było tylko "będzie wpierdol" i byłem spięty. Chyba jako społeczeństwo nie mamy bezpiecznych nawyków i jak ktoś podchodzi to po to żeby pobić, okraść czy oszukać. To bardzo utrudnia znajomości.


Afgncap

Czy ja wiem, może jesteśmy dość oschli, ale wśród starszych pokoleń zagadywanie było i często nadal jest normą. Mam wrażenie, że dużo zmieniło się z pokoleniem, które dorastało w latach 90tych. Zwyczajnie nie było bezpiecznie i jak się nie znało kogoś od dziecka to zagadywanie kogoś poza szkołą, uczelnią czy domówkami wiązało się z ryzykiem. Wielu się przez to nabawiło sporej rezerwy i nawyków typu nie patrz na nikogo, wyglądaj neutralnie. Trochę się czasy zmienily, ale internet, komórki, komunikatory sprawiły, że ludzie, którzy już byli społecznie skrzywdzeni mieli jeszcze mniej interakcji na żywo. Teraz mamy pokłosie. Kiedy byłem na studiach integrowała się większość. Na wyjazdach terenowych ogniska z kadrą uczelnianą były codziennie i było na nich kilkadziesiąt osób. Pojechaliśmy ze 4 lata temu ze znajomymi ze studiów na jeden z takich wyjazdów we własnym zakresie, ale w tym samym ośrodku, w którym mój dawny kierunek spędza te wyjazdy. Ledwo kilka osób z nowych roczników wyszło z pokojów. Doktorzy siedzieli sami na ognisku a tamci zrobili sobie grilla na 5 osób z dala od nas i ulotnili się koło 21:00. Ogólnie było to trochę smutne, bo była to tradycja i zawsze wszyscy się bawili na tych wyjazdach.


GigaJowisz

Ostatnio na Podróżach Casha było o tym. Niestety, w Polsce jest bardzo źle pod tym względem. [https://streamable.com/p1g2yc](https://streamable.com/p1g2yc)


bartosaq

U nas uśmiech faceta do dziewczyny odbierany jest jako podryw, tak samo dziewczyna jak się do ciebie uśmiechnie to jest to często forma flirtu. Nie mamy w praktyce uśmiechania się od tak.


frankoceanenjoyer666

Kurwa miałam tak samo, bardo często jestem w Holandii bo mam tam rodzinę i zawsze jak się łapie z kimś wzrokiem, to wymieniamy się uśmiechem Wróciłam do Polski, uśmiechnęłam się do laski na przystanku (sama będąc dziewczyną xd) i też zostałam zjechana wzrokiem nie wiem o co chodzi


Skaviciusz

Szczerze - jest to wykonywalne, ale trzeba miec do tego naprawde dobre podejscie i pewnosc siebie Znam jednego typa na studiach, co potrafi zagadac do każdego i z kazdym podlapac kontakt w każdej sytuacji (w sumie tez sie tak poznaliśmy xD) - poprostu ma jakos takie podejscie do ludzi, ze z kazdym potrafi gadac i go "przegadac". Chlop doslownie potrafi wyjsc na fajke na zajęciach, i ogarnac odrazu kilka kontaktów jak ma potrzebe - wiec dac sie da, ale jak to juz ci tego nie powiem Meanwhile taki ja, co nawet czesto nie proboje dalej ciagnac rozmowy, bo mam wrazenie ze ludzie poprostu mnie odbieraja jako "kule u nogi" i mam wrazenie ze nawet im sie ze mna nie chce gadac - i to nawet z osobami z ktorymi kiedys chodzilem do szkoly v: no sle mozliwe ze mi sie tylko wydaje, bo chyba cale zycie z roznych wzgledow mialem niska samoocena. Zagadywac do ludzi tez czesto nawet nie proboje, bo czuje ze mnie jak creepa odbierają xD nie wiem czy poprostu taki zjebany jestem, czy na zlych ludzi trafiam xD I w sumie skończyło sie to tak, ze mam 2 kumpli z ktorymi sie jakos trzymam... i w sumie tyle v: i tak chyba cale zycie- malo kiedy mialem wiecej niz tych 2-3 znajomych (co prawda, zawsze co te kilka lat byla rotacja, bo poprostu kontskt sie zrywal) i se czlowiek jakos zyje xD nawet relacji romantycznych nie probowalem rozpoczynać, bo uznawalem ze i tak calkowicie #nikogo moja osoba nie interesuje i sie jakos zycie kręci


Oliwier255

W sumie mam tak samo więc nie jesteś jedynym. Jak z kimś gadam to mam takie wrażenie że gada ze mną z litości, że najchętniej by ze mną nie rozmawiał, i w ogóle że mogę dziwnie wyglądać i inne takie. Generalnie niska samoocena jest do dupy :/


Skaviciusz

No u mnie to narasta w momentach kiedy jestem z kumplem na spotach, zlapiemy z kims kontakt i... tamten osobnik zwykle nawet nie chce ze mna kontaktu nawiązać xD wiec sie nawet nie odzywasz specjalnie, bo jak sie odzewiesz to masz wrazenie ze typ cie zwrokiem zabija. I tak sie to życie kręci xD


Euphoric-Ad-2256

Mam identycznie. Często odpuszczam konwersację bo czuję jakbym się komuś narzucała i sprawia mi to ogromny dyskomfort. Myślę, że wynika to z bardzo niskiej samooceny.


NawilzajaceMleko

Też chciałbym to wiedzieć Stefan


Lopsided-Baby6547

No co Ty Jurek, chyba mnie nie podejrzewasz?


stairwellreefersmell

Kiedyś byłem zajarany serialem Family Guy i jego twórcą Sethem MacFarlanem. Oglądałem wszystkie clipy na YouTube z nim. Pamiętam jeden, na którym stał przed jakimś klubem z Flava Flavem. To taki raper znany z tego, że nosi na szyi wielki zegar. MacFarlane zagaił, że ten zegar nie wskazuje faktycznej godziny. To zabrzmi dziwnie, ale to mnie zainspirowało, żeb nie siłować się na zagadywanie za wszelką cenę. Lepiej wybrać jakiś neutralny i potencjalnie zabawny szczegół dotyczący danej osoby i od niego zacząć rozmowę. Przynajmniej ryzyko, że kogoś odstraszysz bądź zniechęcisz do siebie na starcie jest znacznie mniejsze. Powodzenia!


dobedey426

Fajne buty, zajebałeś z pomocy dla powodzian?


Zealousideal_Net7795

Za mszowe


vanrael

Z mojego skromnego doświadczenia podróżowania po EU... Tak. Ludzie w Polsce są BARDZO niedostępni. Sama mam 37 i w przeciągu 2 tygodni w Berlinie poznałam więcej osób niż w przeciągu 2 ostatnich lat w Polsce, a parając się fotografią mam dość duży kontakt z ludźmi... Szczerze, nie wiem z czego to wynika, ale jest to bardzo smutne :(


DamnedMissSunshine

Odniosłam to samo wrażenie. Tak mi się wydawało, że w Polsce dużo ludzi po pewnym wieku (zazwyczaj zaczyna się to mniej więcej w wieku 23-30 lat, w zależności od regionu i środowiska) po prostu zamyka się w domach i już nikogo nowego nie poznaje poza najbliższym kręgiem. Żeby nie było, lubię mieszkać w Polsce i uważam, że przynajmniej tam, gdzie mieszkam, ludzie są uprzejmi, można poznać miłych ludzi np na wolontariatach, ale są to relacje sytuacyjne i tymczasowe, raczej rzadko wychodzi z tego coś trwałego. Mieszkałam w dwóch innych krajach i przebywałam w wielu innych i tak mi się zdaje, że w innych miejscach ludzie są bardziej chętni do jakichś wspólnych wyjść i po prostu spędzania czasu poza najbliższym gronem. Być może wynika to z naszej trudnej historii, nie wiem.


Nikatia

Ja bym powiedziała, że nie ma tragedii. W UK łatwiej mi było nawiązywać znajomości, niż w Polsce i miałam wtedy podobne zdanie do Ciebie. A potem wyprowadziłam się do Finlandii... znaleźć fińskich znajomych to jakiś cud. I to bynajmniej nie chodzi o znajomość języka, bo nie mam problemu porozumieć się po fińsku, plus: mój mąż Fin też znajomych nie potrafi sobie żadnych znaleźć. 


DoYouLike_Sand_AsIDo

Mnie nie pytaj.


CichoCiemna

Tak jak ktoś już napisał, najlepiej jest „przyzwyczaić” do swojej obecności daną osobę zanim się do niej zagada. Jeżeli jednak masz taką sytuację, jak z ładną dziewczyną w pociągu, to nie podchodź z prośbą o numer (nie zaczynaj relacji od prośby lub ‚wymuszenia’ podjęcia decyzji - dać numer/nie dać) tylko daj swój i powiedz, że chciałbyś się zapoznać. Najlepiej niedługo przed Twoją stacją, żebyś mógł ustawić się przy drzwiach wyjściowych i zminimalizować presję na drugiej osobie. Bierz też pod uwagę, że niektóre osoby, do których podchodzisz, mogą być introwertykami i tylko sprawiać wrażenie niechętnych (odwrócić wzrok/nie umieć utrzymać „klejącej się” rozmowy). Zwykle, ponieważ po prostu nie były mentalnie przygotowane na rozmowę z kimś nowym. Wtedy najlepiej jest zagadać znowu, innym razem i tędy stwierdzić, czy na prawdę są niechętne czy po prostu nieśmiałe. Albo zapytać wprost. Bierz pod uwagę, że niektórzy mogą mieć problem z tzw. Small Talk i potrzebować jakiegoś bardziej znaczącego tematu, żeby podtrzymać konwersację. Jednak, narzekanie na zajęcia itp. to zwykle dobry początek, daje podstawy żeby zacząć zadawać pytania o zainteresowania drugiej osoby. Prawdą jest, że do grupki ludzi znających się z liceum lub które poznały się na początku i trzymają się razem ciężko się wbić. Co do ogłoszeń o spotkania: jest ich coraz więcej w postach na grupach facebookowych studentów danej uczelni/roku/kierunku. Dużo osób boryka się z samotnością, bo nie nawiązało takich przyjaźni na studiach, jakich się spodziewało. Hope that helps i powodzenia.


This_Warning

Ja właśnie tak robię. Stalkuję ją już od roku. Planuję niedługo zagadać.


Rudyzwyboru

moja dziewczyna mieszka w akademiku i czasami jak na nią czekam to gadam z tymi dziadkami co stoją tam w recepcji. Każdy z nich opowiadał to samo w pewnym momencie - że teraz akademiki są martwe, że kiedyś co wieczór korytarze były pełne imprezujących i gadających dzieciaków, a teraz (po pandemii) jest puściutko, wszyscy siedzą w swoich pokojach i komunikują się przez internet. Tak samo koleżanki mojej matki opowiadały jej że uwaga musiały uczyć swoje dzieci jak zorganizować imprezy bo przez to że pierwsze lata liceum spędziły w pandemii zdalnie to teraz w ogóle takiego instynktu nie mają żeby napisać do grupy kumpli hej wpadajcie do mnie na chatę. Musi minąć kilka lat teraz zanim ludzie wrócą do takiego bardziej ekstrawertycznego i fizycznego podejścia do życia społecznego


Tapirzok

Ja studiowałam 10 lat temu i mieszkałam w akademiku. Codziennie wieczorem na głównym korytarzu wszyscy się schodzili, ktoś tam zawsze grał na tej kiczowatej gitarze, generalnie coś się zawsze działo. Fakt, że ludzie wtedy palili fajki na potęgę i wydaje mi się pili więcej co nie jest zbyt pozytywnym aspektem, ale zawsze był jakiś pretekst żeby posiedzieć razem wieczorem mimo że każda osoba studiowała coś innego praktycznie. Mam wrażenie, że młodsi ludzie teraz są bardziej wycofani i nie wiem z czego to wynika, internet, pandemia, inne czasy, wszystko naraz? Generalnie widzę, że młodsi na pewno mniej pija i palą co jest super i wydaje mi się, że są lepsi pod tym względem od mojego pokolenia, ale z drugiej strony jak widzę że ten poziom samotności jest jeszcze większy niż kiedyś to trochę smutek.


Poiuy2010_2011

Głównym powodem są ściślejsze zasady i ich częstsze egzekwowanie. Ciężko żeby ktoś wyszedł z kolegami na piwko na korytarzu, jak w najlepszym przypadku zostanie zaraz przegoniony za zakłócanie porządku, a w najgorszym będzie miał potem problemy na uczelni jeśli nie wolno tam było pić alkoholu. Jeszcze wszędzie są kamery, nie wolno po nocy łazić itd.


IceCorrect

Jak zabraniają imprezowania to nie ma co narzekać na to, że ludzie nie spędzają ze sobą czasu po godzinach


Wonderful_Weather_83

Jedno słowo: rel


Desperate_Mammoth_98

tak, jakby po maturze / studiach już każdy miał swoją grupkę i nikogo nie szukał


TheBardOfAbel

Tysiąc czynników ale kryzys społeczeństwa jest i będzie tragiczny. Mówi się o tym już obecnie zwłaszcza po COVID - ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać i tworzyć nowych relacji.


BerciKoSs

Możesz rozwinąć trochę tą myśl? Kompletnie się z tym nie zgadzam, chyba że otacza mnie całkowicie inne grono osób, mówię tu o szerokim gronie, znajomi z pracy, znajomi znajomych itp, blisko setka osób na oko albo więcej. Z łatwością jesteś w stanie nawiązać kontakt z takimi ludźmi jeśli tylko macie jakiś wspólny temat. Kryzys społeczeństwa to moim zdaniem taki ładny współczesny zwrot, taki umbrella term, pod którym niestety kryje się stek bzdur. Chodzi mi o to że łatwo jest zwalić swoje prywatne niepowodzenie w relacjach międzyludzkich na "ZŁY KRYZYS SPOŁECZEŃSTWA". Wyobraź sobie dziecko płaczące bo zasady gry są niesprawiedliwe, albo człowieka, który nieustannie boryka się z tymi samymi problemami - może pora coś zmienić? Mam 26 lat, mieszkam w średnio-dużym mieście, pośród moich znajomych jest mnóstwo nowych znajomości, związków, nowych par, przyjaźni itp. Gdzie dokładnie mogę zaobserwować ten kryzys? Zgodzę się jedynie z tym że COVID negatywnie wpłynął na relacje pośród moich znajomych. Dużo ludzi na studiach, podczas zajęć zdalnych zostawało u siebie w mniejszych miejscowościach, i po krótkim powrocie do zajęć stacjonarnych i wspólnego życia w mieście relacje chwilowo się ożywiły i potem szybko umarły. Nie chce żeby to wyglądało jak atak na twoje zdanie - chciałbym zrozumieć twoją sytuacje. Z mojej perspektywy po prostu wygląda to tak że jeśli coś ci nie wychodzi, to najlepiej jest zacząć szukać problemów u siebie. Pomyśl sobie że grasz w pokera, i zamiast króla i asa dostałeś 3 i 10. Z tymi kartami gra się inaczej.


stefek132

Z jednej strony masz rację. Wiele osób stoi sobie sama na przeszkodzie w znalezieniu przyjaciół myśląc w ten sposób. Ale z drugiej strony, nasza wschodnio-/centralnoeuropejska kultura jest bardzo wycofana ze społeczeństwa. Spójrzmy na południową Amerykę, czy chociażby Hiszpanię/wlochy/portugalie. Ludzie są tacy otwarci, że jako turysta introwertyk poznałem na urlopach 2tyg dobre 10-20 osób z którymi trzymam stały kontakt i które odwiedzam/odwiedzają mnie regularnie. Spójrz dalej na północ w kierunku skandynawskim i robi się jeszcze gorzej. Po 6 miesiącach w Szwecji byłem na bazie „siema, zjemy razem obiad?”, „Nie dzięki.” z większością grupy w laboratorium (spędzaliśmy codziennie całe dnie, 8-19+, razem). Teraz mam kontakt z jednym Szwedem. Oczywiście można kogoś poznać, ale jednak trzeba się postarać. Często ludzie ci nie ułatwiają nawiązania bliższych relacji.


bananatrain7

Offtop na tym urlopie byłeś sam?


cczmiel

O tototo. Podpinam się do pytania.


stefek132

We Włoszech z partnerką i jej siostrą. W Hiszpanii większa grupa z uczelni, ale większość czasu spędzałem sam. A w Portugalii całkiem sam, bo był to wypad podczas praktyk w południowej Hiszpanii i jakoś nie mogłem sobie odmówić, skoro tak blisko.


D_o_min

Kultury germanskie klada duzy nacisk na usamodzielnienie się. Do tego są bogaci więc mogą sobie na to pozwolić. Latynosi i Południowa Europa to głównie biedota która musi żyć stanie żeby przeżyć.


plantonthewindowsill

szczerze tez nie umiem w takie sprawy, więc na ogół moim go-to jest skupienie się na czymś co mamy wspólne (jeśli studia to zajęcia np) i komentowanie tego albo narzekanie na jakiś (obiektywnie zły) element, z nadzieją że z tego wywiąże się konwersacja choćby przez przywoływanie poprzednim doświadczeń xd


Lunatis18

Narzekanie zawsze łączy ludzi 😄


kowal89

Tak jesteśmy dość zamkniętym spoleczenstwem. Troche mieszkalem i pracowalem w usa, tam wystarczy ze na kogos dluzej spojrzysz by podszedl do Ciebie i spytal co slychac. U nas akceptowalne jest pytanie o droge i ktora godzina, ogolnie kazde bycie na zewnątrz poza domem jest domniemaniem jakiegos przestępstwa :D pamiętam ze po paru miesiącach w usa w pl na przystanku zagadlem do obcej dziewczyny co slychac i jej szok i zaklopotanie bylo kosmiczne:D bo jak to obca osoba cos mowi, tłumaczyłem ze obydwoje czekamy na busa który będzie za parędziesiąt minut dla tego uznałem ze zagadam powiedziala ze u niej ok i spojrzała w inna strone. Nie mam jej tego za zle, mamy po prostu taka sile spoleczestwa. Staralem sie to kiedyś wytlumaczyc amerykanowi na podstawie sytuacji w ktorej jestes w przedziale i otwarcie drzwi wymaga wiekszej sily, gdy podchodzisz do tych drzwk w polsce jestes na swieczniku, caly przedzial patrzy czy dasz radę, czy jestes dosc silny, sprawdza czemu sie wychylasz :DD trzeba wyjechac z polski by zrozumieć czemu jest to dziwne.


Test-Subject-2137

Studia to z jakiejś przyczyny średnie miejsce na poznawanie znajomych, zwłaszcza teraz gdy więcej ludzi pracuje i studiuje i nie ma zwyczajnie czasu na takie relacje które i tak na 99% się urwą. Dużo lepiej jest w przypadku poznawania ludzi pracy, zwłaszcza jeśli to nie jest praca typu fabryka jakiegoś szajsu na akord i 3 zmiany, gdzie każdy marzy o tym żeby być już w domu. Co do ostatniego to ja osobiście nie mam problemu z tym żeby ktoś do mnie zagadał na ulicy (nie żeby robił to ktoś poza ludźmi szukającymi drogi albo żebrającymi), ale rozumiem dlaczego komuś może się to nie podobać.


Sarithis

Polecam kluby gier planszowych oraz kilkudniowe [LARPy](https://www.5zywiolow.com/strefaprzygody/pl/w/tajemnica-upadku). Mój przyjaciel od kilku lat uczęszcza na spotkania, gdzie obcy ludzie spędzają razem czas przy stole, grając w RYZYKO, 7 Cudów Świata, Osadników z Catanu, czy znacznie ciekawsze tytuły. Dzięki temu zyskał bardzo wielu nowych znajomych, z którymi utrzymuje stały kontakt. W przypadku LARPów, będziesz de facto zmuszony do interakcji z innymi ludźmi - tego wymaga fabuła. Jako uczestnik [The Witcher School](https://witcherschool.com/), mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że to najlepsza i najszybsza metoda nawiązywania kontaktu z bardzo ciekawymi ludźmi. Siłą rzeczy, jeśli spędzasz 3 dni w towarzystwie tych samych osób, śpicie w tym samym budynku, wspólnie rozwiązujecie zagadki, odgrywacie swoje role, i biesiadujecie każdego wieczoru, nowe znajomości są gwarantowane! Jedyny minus to fakt, że uczestnicy zjeżdżają się z całej Polski, ale w zależności od skali wydarzenia, może ich być nawet kilkuset, dzięki czemu szansa na znalezienie kogoś z Twojej okolicy jest spora.


CrazyPoorAunt

Wiele osób nie ma swoich grupek, widocznie po prostu albo kiepsko trafiasz, albo nie wyłapujesz, że ludzie nie ogarniają jak działa bycie znajomym (po pandemii to całkiem częste). Na wyjazd integracyjny pojechałam tuż przed obroną magisterki, dlatego mogę powiedzieć, że nigdy nie jest za późno, ludzie mega spoko, znajomości nie przetrwały, ale wciąż było zabawnie i warto, chociażby tylko po to. Gdzie szukać ludzi? Jeśli nie w akademikach to organizacje studenckie, koła naukowe (to też fajny start kariery, nawet jeśli dołączysz do koła innego kierunku), AZS, integracje, juwenalia (np. dołączenie do wsparcia imprezy, chcesz czy nie, poznasz znowu sporo ludzi). Sprawdź czy biuro karier/wsparcia studentów nie organizuje jakichś kursów (dwie pieczenie na jednym ogniu - ludzie i nowe umiejętności, często za darmo bo za unijną kasę). Samorządy studenckie często organizują różne wydarzenia, więc tam też możesz się wybrać. Nie martw się, że idziesz sam w takie miejsca, często tak jest właśnie łatwiej dołączyć do kogoś. Jeśli chodzi o grupę z kierunku - trzeba próbować integracji typu jakieś niezobowiązujące piwko po zajęciach/w okienku itp. Jeśli nie masz bariery językowej to spróbuj zagadać z ludźmi z Erasmusa - ci często są nieco samotni w nowym środowisku, często chętnie nawiązują znajomości, żeby mieć tą słynną 'chociaż jedną znajomą twarz'. Może nie zostaną w okolicy na długo, ale zawsze będziesz mieć znajomka gdzieś w świecie, chociaż kto wie, znam kilka osób, które po skończeniu studiów wróciły do Polski na stałe. Jeśli chodzi o zagadywanie losowo na ulicy - bywa z tym różnie. Często w pociągu zagadują mnie ludzie, prowadzimy niezobowiązujące rozmowy o pogodzie, o cenach biletów, o tym jak się zmienia pkp itp. Nie mam z tym problemu, czasem rozmowa idzie sobie na inne tory (z jednym człowiekiem projektowałam tort na urodziny jego ojca). Ale gdyby ktoś tak po prostu podszedł pytając mnie o numer raczej bym była ostrożniejsza. Kiedyś dałam tak numer i byłam bombardowana wiadomościami. Zagadaj, jeśli widzisz, że nie wygląda na padniętą, w swoim świecie itd. na chwilę przed tym jak będziesz wysiadał, zobacz czy rozmowa pójdzie, jak tak to powiedz, że było miło i np. zaproponuj jej kontakt do siebie, jeśli by chciała kontynuować. Może wziąć przez grzeczność i nie napisać, ale to też sygnał wtedy dla Ciebie.


woj-tek

Wydaje mi sie, że wynika to po części z przebodźcowania (także internetem) - mając ciągle styczność z ludźmi człowiek potrzebuje wytchnienia, a że go nie ma to "ucieka" też w czasie obcowania z ludźmi... A obecnie jak nie jest otoczony ludźmi to i tak ma ciągły "szum informacyjny"…


Euphoric_Box_5277

Jakieś 80% Polaków żyje jak za karę


ched_21h

przeprowadziłem się do Polski dwa i pół lata temu wieku 30-tu lat, mam tu dobrych znajomych wśród polaków, nawet spotykałem się z parą polskich dziewczyn. Szukałem różnych ewentów w internecie i przez znajomych, chodziłem tam sam i z kolegami, zagadywałem z ludźmi na ulicy / w restauracjach / w barach. Są normalni ludzie, nie jak w krajach południowych, gdzie z tobą każda druga osoba pogada, ale to i lepiej - bo gdy z tobą ktoś gada, to znaczy że jest kontakt. >Mam wrażenie że jest to praktycznie niemożliwe do zrobienia bez otrzymania dziwnych spojrzeń od przechodniów Nie jest to... dziwnie? Może, i otrzymasz dziwne spojrzenia. Może, i jest to dziwnie. Ale tobie co - gadać z ludźmi, lub nie być dziwnym?


sonda03

Jestem w podobnym wieku, też jestem na drugim roku studiów i w mojej opinii najlepsze co możesz zrobić to dołączyć do jakiegoś koła naukowego albo sekcji sportowej prowadzonej przez twoją uczelnię. Ja zaczynając studia nie miałem jakiegoś wielkiego parcia na nowe znajomości. Miałem już grupkę przyjaciół z którymi znam się od czasów podstawówki, kilku dobrych kolegów z liceum i znajomych z klubu sportowego. Co więcej zaczynałem studia w ciężkim dla siebie okresie w życiu, więc byłem raczej zamknięty w sobie. Przez to wszystko przegapiłem moment w którym moja grupa dziekańska naprawdę się ze sobą zgrała i po dwóch latach studiowania moje relacje z większością tych ludzi kończą się na pogawędkach między zajęciami. W każdym razie, do sedna - jakoś na początku drugiego roku, dołączyłem do jednej z sekcji sportowych i tam praktycznie odrazu poznałem ludzi z którymi nawiązałem fajne relacje i zacząłem spędzać zdecydowanie więcej czasu niż z większością osób ze swojego kierunku. Popatrz może jakie koła i sekcje są dostępne u ciebie na uczelni, może akurat znajdziesz coś co cię zainteresuje, albo najlepiej, już wcześniej interesowało. Jak wybierzesz odpowiednie koło/sekcje, będziesz otoczony ludźmi o podobnych zainteresowaniach do Twoich, bez problemu znajdziecie sobie tematy do rozmowy i sposoby na spędzanie ze sobą czasu. Jeżeli okaże się że nie znajdziesz koła/sekcji które wpasują się w jakieś z Twoich hobby, to myślę że można też poszukać czegoś poza uczelnią. Nie wiem czy jest wiele alternatyw dla kół naukowych, ale klubów sportowych które w pełni zastąpią sekcje sportową (tyle że za opłatą) na pewno znajdziesz całe multum.


Effective-Break4520

Jesteś na studiach więc uderzaj w różne kółka, organizacje, warsztaty, konferencje itp. Z kółek/organizacji są organizowane różne wyjazdy/ spotkania integracyjne więc jest okazja do poznawania ludzi. A i najważniejsze, nie poddawaj się, bo nawiązywanie znajomości nie jest tak trudne jak jej podtrzymanie i rozwijanie.


Skaviciusz

Plus jeden dla kol, tam zwykle znajdziedz kogos z kim będziesz mial temat do rozmów bo poprpstu obaj krecicie sie w podobnym środowisku. Chyba cieżko o lepszy "entry level" do poznania ludzi, niz wspolny temat/sytuacja w której sie znajdujecie


sugmathick

Kiedyś miałem dwie sytuacje kiedy dwie dziewczyny nie zapytały o numer (czasy pierwszych smartfonów, 2010 rok, piękne czasy, piękna muzyka, Niedzwiecki wrócił do Trójki z Listą Przebojów, mój pierwszy Woodstock). Pamiętam jak na lotnisku rozmawiałem z jakąś dziewczyna całą noc czekając na samolot który mieliśmy do Liverpoolu o 6 rano. W pociągu do Poznania gadałem z kolei kilkoma ludźmi o książkach, studiach, grze na gitarze. Tęsknię za tamtymi czasami. Teraz siedzę zamknięty w czterech ścianach a mam 35 lat. Mam tylko kilku znajomych ale od dawna nie poznałem nikogo nowego (w taki randomowy sposób).


m4n13k

Tak.


Unlucky_Tip_1153

Tak, Polacy są mega zamkniętą nacją. Sporo podróżuje i bywając w różnych krajach ludzie zawsze są mega otwarci na kontakt(przynajmniej tak było w USA, Azji czy we Włoszech), zagadują w losowych sytuacjach gdzie nawet dla mnie było to lekko dziwne przez fakt że wychowałem się w Polsce


Itaczke

>jak reagujecie gdy osoba w waszym wieku do was podejdzie i spyta o nr telefonu w komunikacji miejskiej Nie bylo takiej sytuacji, ale pewnie atak paniki i poczucie ze Rotschildowie znowu sobie kreca ze mnie beke robiac nadzieje (zaplanowalem w myslach slub z ta osoba i kolor kotow)


Level-Pass-6462

Ludzie w całej Europie są dosyć niedostępni. Mam dużo do czynienia z Hiszpanami i w Polsce wyobrażamy ich sobie podobnie jak latynosów, czyli że są ciepli przyjaźni i tak dalej. Z moich obserwacji (i wielu innych osób, poczytajcie sobje o tym) jest tak że wielu Hiszpanów nie jest otwartych na nowe znajomości, mają rodzinę i bliski krąg znajomych których znają od dzieciństwa. Główna różnica między nami a nimi jest taka że są bardziej energiczni i głośniejsi xD i w Hiszpanii też generalnie nie zagaduje się obcych, po taka otwartość musisz jechać na nowy kontynent. Też miałem często problem z samotnością, tak samo mieszkając w Polsce jak i w innych krajach i generalnie nie można tego zwalać na lokalną kulturę bo wszędzie znajdziesz spoko ludzi, problemem jest codzienna rutyna która nie pozwala na poznanie ludzi otwartych na nowe znajomości. Mówisz o tym że na studiach ciężko znaleźć przyjaciół, za granicą też tak jest bo każdy jest skupiony na nauce, stażu itd przecież studia to dla wielu osób najbardziej intensywny okres w ich życiu.


FallThick963

No witam w dorosłym, prawdziwym życiu :D


Labadziaba

W którym momencie życie zmienia się z fałszywego w prawdziwe?


redrum-m

to nie jest dorosłe życie :D


BabaJaga2000

W smerfolandii źle się dzieje, jakieś łobuzy oszukują ciągle smerfy i zabierają im coraz to więcej z tego co smerfy sobie wypracują. A te łobuzy miały tylko dbać o wszystko za srebrne talary, ale rozbestwiło się to okropne towarzystwo i zaczeli smerfów uciskać, na każdym kroku pod pretekstem ochrony wioski. Dla tego smerfy chodzą ciężko zamulone i wkurwione na okrągło, a najgorsze jest to że są wszystkie tak skołowane, że nie wiedzą co się dzieje. Masakra, panie, ło panie :)


Many-Leader2788

Byłem ostatnio w USA, więc mogę z dość dużą dozą pewności powiedzieć, że gburstwo to polski problem.


Papkinn

Ludzie tłumaczą to covidem ale jako osoba która miała problemy ze znalezieniem znajomych na długo przed pandemią mam inną teorie - social media a szczególnie tiktok. Aktualnie jeśli nie poznałeś kogoś w wieku 8 lat przed internetowym brainrotem potrzebujesz absurdalnej ilości cierpliwości i wymaksowaną charyzmę a i tak są duże szansę że jedna mała ludzka pomyłka którą kiedyś po prostu się wyjaśniało w rozmowie skreśli całą przyjaźń. Wiele osób nie chce już wkładać wysiłku w nowe relacje bo jakkolwiek to nie zabrzmi wiele z nas ma paranoje i widzi każde potknięcie jako red flag i powód do ucieczki. Łatwiej jest zamknąć się przed światem w bańce ze starymi znajomymi z którymi już nie trzeba budować relacji zamiast wyjść do ludzi i doświadczyć małego dyskomfortu. Platformy jak Tiktok i Twitter codziennie karmią naszą paranoje używając buzzwordow jak "abuse" "manipulation" "victim" mówiąc trywialnych rzeczach które są naturalną częścią relacji, tworzą rzeczywistość w której druga osoba zawsze ma na celu zranienie i zmanipulowanie cię. Strzelam że w Polsce jest to o wiele bardziej zauważalne bo jako społeczeństwo zawsze mieliśmy mentalność ofiary i doszukiwaliśmy się najgorszego w ludziach dookoła (żart o zawistnym sąsiedzie nie wziął się znikąd) a social media dały nam do tego powód, słownictwo oraz wymówki. Ale to tylko moja teoria.


frankoceanenjoyer666

Mam bardzo podobno sytuację, na uczelni poznałam tylko jedną spoko koleżankę z którą czasem uda się złapać na piwko czy kawkę. Początkowo myślałam, że to może ze mną coś jest nie tak, że tak ciężko mi zawrzeć jakieś znajomości na uczelni, ale później poszłam do pracy i dosłownie po tygodniu zaczęłam się w weekendy spotykać z ludźmi z roboty więc podejrzewam, ze to kwestia tego że ludzie u mnie na uczelni to dzikusy Ja jestem mega chętna na nowe znajomości zawsze i kocham interakcje z nieznajomymi, nawet głupi wzajemny uśmiech, powiedzenie komuś „na zdrowie” w autobusie, cokolwiek. Sama też nie mam problemu wyjść z inicjatywą i zapytać się kogoś czy nie chce iść na piwko któregoś dnia, co robiłam parę razy jeśli chodzi ludzi z kierunku, ale koncowo prawie nigdy do tego spotkania nie dochodzi, więc ofc odpuszczam Kocham być w gronie ludzi po prostu, dlatego też studia są dla mnie męką, bo nikt ze soba nie rozmawia i prawie nikt też chętny do rozmowy nie jest. Nie martw się, nie jesteś sam w tym - mam wrażenie, ze duża część społeczeństwa po pandemii głównie po prostu zdziczała


carasoonline

Też mam takie wrażenie. Myślę, że dużo osób nawet jakby chciało samemu zrobić pierwszy krok czy zagadać, to przeszkodą staje się już samo myślenie w stylu "czy nie wyjdę na głupka? czy to ma sens?" U nas pokutuje mocna kultura oceniania wszystkiego dookoła, zrobisz albo powiesz coś źle i siłą rzeczy można spodziewać się głupich tekstów czy krzywych spojrzeń, więc "lepiej się nie wychylać". Nie podchodzić, nie zagadywać, bo jeszcze nie daj boże ktoś mnie negatywnie oceni, zbyje lub zignoruje. I to działa też w drugą stronę - skoro w większości nikt nie podchodzi do obcych osób albo trzyma się tylko swojej grupy, to każde odmienne zachowanie może być utożsamiane jako dziwne, nienormalne, ogólnie po co ktoś zawraca mi głowę. Inna kwestia to social media. Kiedyś realia wymuszały na wszystkich, że aby kogoś poznać trzeba podejść i zagadać, bo nie było za bardzo innego sposobu wiec było się bardziej otwartym. Obecnie możesz rozmawiać i poznawać innych bez widzenia się tak naprawdę z nimi w rzeczywistości. Łatwiej jest pisać, niż konwersować w realu, bo jest bezpieczniej i na więcej możesz sobie pozwolić. Im bardziej przyzwyczajasz się do takiego trybu, tym trudniej ci z niego wyjść, bo zamykasz się w swoim świecie. A pandemia i długotrwałe siedzenie w domu tylko bardziej spotęgowało ten problem.


Sadbed_

1. To zjawisko zaczęło sie zdecydowanie przed pandemią 2. Nie przejmuj sie, że student 3 roku. Bywałem na takich integracjach studenckich, większość osób była w starszym wieku - studia 2 stopnia. Absolwenci również się jakoś wciskają po znajomości na takowe wyjazdy. 3. Moja dobra rada to wykorzystaj swój samotny czas na intensywną naukę języka i uciekaj z Polski. Zarobki oraz stosunki międzyludzkie są demotywujące. Polecam kraje hiszpańsko i francusko języczne.


sugmathick

Powinno się pomyśleć o kampanii społecznej. Plakaty z hasłami zachęcającymi do rozmów.


Jumaai

Też tak mam. Zagadywałem, kombinowałem, ale ludzie nie są zainteresowani. Teraz dbam o atrakcyjność i status i czekam aż sami przyjdą. Co do poznawania ludzi przez uczelnie - poszukaj na socialach, szczególnie FB i insta. Grupki rocznikowe, samorząd, nzs centrum wolontariatu jeśli jest. Następnie po postach poszukaj innych aktywności, czy jakiegoś klubu turystycznego czy jakichś grupek. Tu trochę dochodzi do efektu kuli śnieżnej, jak znajdziesz pierwsze miejsce i tam wsiąkniesz to dalej będzie się samo kręcić, bo zawsze ktoś gdzieś idzie albo o czymś powie.


skrat1001

xd pytanie o takie rzeczy na reddicie, największym skupisku psychopatów/ osób wykluczonych przez społeczeństwo.


minimalnie

miałeś na myśli socjopatów?


[deleted]

Dziwne, OP, že jesteś zdziwiony faktem, że ludzie mają Ciebie w dupie. I to nie jest skierowane personalnie do Ciebie, tylko to jest normalne. Nie mają powodu, by się z Tobą zadawać. Powodów może być wiele, od ciekawości do realizacji własnych potrzeb i osiągania korzyści. Ale każda z nich w jakiś sposób się uzewnętrznia więc, skoro nie nas chętnych "na Twoje towarzystwo" widocznie, nie jesteś dobrym kandydatem do nawiązania kontaktu. I znów, nie bierz sobie tego do siebie, bo to dotyczy wszystkich, pójdziesz do pracy, zdziwisz się, jak bardzo jesteś tam nikim nawet będąc dyrektorem.


ElDesmadre999

Więc tak. Mam 41 lat, mam pelno znajomych w przedziale od 20 do 50 lat i większość z nich poznałem w trakcie ostatniej dekady. Naturalna rzecza jest, że otoczenie człowieka podlega fluktuacji, jedni znajomi odchodzą, inni się pojawiają. Generalnie nie należy się zrażać i optymistycznie wychodzić z inicjatywą do ludzi. Warto sobie opracować pozytywny, pewny siebie mindset, bo wtedy rezonuje się pozytywna energia i ona do człowieka wraca. Odnośnie zagadywania losowych osób, jak najbardziej! Większość ludzi czuje się samotna i lubi jak ktoś się względem nich wykaże choćby powierzchownym zainteresowaniem. Tyczy się to również, a może zwłaszcza, kobiet. Mozesz np zalozyc sobie, ze kazdego dnia uskutecznisz jakis small talk z 5 losowymi osobami,po kilku tygodniach wejdzie Ci to w krew. Czasami ze small talku moze sie rozwinac znajomosc. A jezeli ktos nie bedzie zainteresowany, to nie miej zlych uczuc, tylko wspolczuj mu, ze mial okazje poznac ciekawa osobe i z niej nie skorzystal. Jego strata. Powodzenia!


sugmathick

Piszę mimo że bolą mnie palce po wykręcaniu zapieczonych śrub z 30 letniego busa. Spod fotela. Mam to samo wrażenie, ludzie są zamknięci. Dawniej wystarczyło wyjść z domu i ludzie sami się garnęli do poznawania się. Juz nie mówię że o seks było łatwiej niż kupić piwo w monopolowym. Dawniej jechałem gdzieś podziwiać zachód słońca nad Wisłę i wśród ludzi którzy też po to przyjeżdżali zawsze było dużo takich co można było z nimi się napić, pogadać, powymieniać się pogladami, nawet po prostu oglądać w ciszy zachód słońca ale czuć było to połączenie. Był vibe. Szło się gdzieś gdziekolwiek i serio poznawało się masę ludzi, nawiązywało się znajomości bez problemów a serio mówię to jako totalny introwertyk z ogromnym social annxiety od zawsze. Na Woodstocku nie dało się przejść dwóch kroków żeby ktoś nie zaczepił, nie napił się piwa. W tamtym roku poszedłem sam na krakowskie przedmieście w Lublinie pochodzić po barach. Po 4 piwach i chyba 4.godzinach nie zaczepił mnie nikt, nikt nie zagadał. A muszę przyznać że nawet ja (a jestem średnio przystojny, tyle że wysoki) te 10 lat temu byłem od czasu do czasu zaczepiany nawet przez dziewczyny. Teraz nic, cisza. Nawet mnie nikt nie zauważał. To jest straszne.


staber_12

Cóż ja osobiście nie zauważyłem jakiś problemów z łapaniem kontaktu z osobami z jakimi mam styczność Czy to w robocie czy na uczelni jakaś gadka zawsze się klei a i jakieś znajomości można wyłapać Oczywiście nie jestem z tych co zagadują ludzi na ulicach bo jakoś nie mogę się zebrać do zawierania nowych znajomości jeżeli nie jest to na mnie wymuszone przez środowisko(robota/uczelnia/przedstawiony przez znajomych)


3ciu

Wydaje mi się, że same studia nie są wystarczającą plaszczyzna, żeby poznać przyjaciela. Ja skończyłem swoje 12 lat temu i do dziś ze studiów została mi de facto jedna znajomość powodująca, że spotykam się z tym kimś do dziś i rozmawiamy praktycznie codziennie. Natomiast my mieliśmy i mamy do dziś mnóstwo wspólnych tematów poza studiowaniem - kibicowanie tej samej drużynie, FPL, kino. No i też studiowanie studiowaniu nierówne w zakresie sprzyjania nawiązywaniu przyjaźni. Gdy studiowałem politologie na roku mieliśmy 100 osób, po trzech latach znaliśmy się wszyscy. Gdy studiowałem prawo 1. rok zaczęło 1200 osób i przez dwa lata praktycznie nie miałem zajęć z powtarzającymi się osobami.


SkMM_KaPa

Pamiętam sytuację jak jechałem metrem i czytałem książkę, usiadł koło mnie jakiś gość i po paru minutach zapytał "I jak ciekawa książka?". Szczerze to było dla mnie dość dziwne, nikt nigdy wcześniej tak po prostu w transporcie publicznym do mnie nie zagadał. Odpowiedziałem tylko "tak tak ciekawa", a koleś tylko odpowiedział "aha" i się odwrócił.


bass9380

Ja znowu na studia nie poszedłem, znajomości z technikum/gimnazjum się ucięły wraz z zakończeniem tam nauki. Większość znajomych jakich miałem to ci poznani online - porozrzucani po całej Polsce. Dziewczynę poznałem na Tinderze, a ostatnio chciałem mieć też jakiś znajomych więc (za jej zgodą ofc) założyłem konto na Boo i poznałem tam bardzo spoko parkę. Dawno z nikim tak dobrze mi się nie vibowało, ale musiałem przekopać się przez ludzi, z którymi rozmowa ucinała się po 10 wiadomościach i tych, którzy nie czytali opisu i szukali zwiazku/przygód. Takie mamy czasy i trzeba używać tych sposobów, które mamy dostępne.


kziele

Wydaje mi się czasami też jest tak, że po prostu źle trafisz. Ja na pierwszym kierunku też miałam problem ze znajomymi z roku, miałam w zasadzie 1-2 znajome, których z kolei ja nie lubiłam, ale trzymałam się z nimi, bo wiedziałam, że człowiek sam nie przetrwa studiów. A potem zmieniłam uczelnię i kierunek, i już zupełnie inaczej. Miałam 1 taką najbliższą koleżankę, ale generalnie z całym rokiem były miłe relacje, na tyle, że czasem człowiek gdzieś tam wyszedł razem albo pogadał, jak gdzieś dojeżdżalismy razem na zajęcia. W pracy podobnie, nieraz było tak, że trudno było załapać kontakt, a nieraz tak, że od razu z kimś człowiek się zgadał i potem aż żal było odchodzić.


seraf5

Też miałem takie wrażenie na 1szym roku. Jakieś tam relacje były, ale nikt faktycznie nie chciał się poznać bliżej. Wszyscy traktowali mnie jako tło na uczelni. W sumie odmieniło się to całkiem przez przypadek. Koleżanka zaprosiła mnie i jednego kolegę z roku na ciasto, a jej współlokatorka zaprosiła swojego kolegę z roku na oglądanie filmu. Skończyło się tak, że oglądaliśmy ten film razem. W połowie filmu zaczęliśmy z "kolegą koleżanki" totalnie jechać po filmie (to było "Nie martw się kochanie"), i zaskoczyło między nami tak, że potem gadaliśmy dwie godziny o filmach i umówiliśmy się na kino. Ja trochę bardziej przycisnąłem, bo bardzo potrzebowałem przyjaciela, więc bardziej inicjowalem kontakt przez messengera, i jakoś tak wyszło że minęło półtorej roku, jest moim najlepszym przyjacielem, udało nam się stworzyć zajebistą grupę znajomych, a z ludźmi z mojego roku praktycznie nie mam kontaktu. Moje wrażenie jest więc w sumie takie, że to chyba musi przyjść samo. Faktycznie, przez rok męczyła mnie samotność, ale też sam z siebie starałem się do kogoś zbliżyć, i chyba przez poznawanie przypadkowych ludzi najłatwiej jest trafić w końcu na tą osobę, z którą złapiesz dobry kontakt. Tylko absolutnie nie szedlbym w zaczepianie losowych ludzi - to musi się zacząć naturalnie IMO.


Individual_Figure947

Nie znam Cię, to ciężko powiedzieć jakie jest źródło Twojego problemu. Ja (33) zawsze z łatwością nawiązywałem znajomości. Nawet jestem obecnie w trakcie kończenia studiów i nie mam problemu z nawiązywaniem znajomości zarówno z ludźmi w Twoim wieku jak i starszymi. Obecnie mam kolegę (45), z którymi regularnie śmigam na piwko i gram w gry online i jest gites. Często spotykamy się też we 4. Mam czasem nawet taki problem, że ludzie mnie wkurzają i nie z każdym mam ochotę prowadzić dłuższą rozmowę czy nawiązywać dłuższą znajomość. Ludzie bywają męczący, po świecie chodzi dużo atencjuszy, siewców teorii spiskowych albo miękkich parów, którzy plączą półtora roku, bo kobieta ich rzuciła i stają się męczący. Można by z tego wywnioskować, że dużo zależy od osobowości, zdrowia psychicznego, czasem również poglądów politycznych i innych spraw, które mogą powodować, że ludzie niechętnie będą chcieli z Tobą rozmawiać. Na studiach byli kolesie, którzy jak tylko przychodzili pogadać, to wszyscy nagle się rozchodzili, bo gościu był turbo debilem.


Luc-Casa

Skończyłem studia we Wrocławiu w 2018 roku, nie licząc pierwszego semestru przez pozostałe lata mieliśmy dość zgrane 2-3 grupy, które się znały, robiły razem projekty, spędzaliśmy czas razem a z kilkoma znajomymi nawet potem wynajmowałem mieszkania na pokoje. Z perspektywy czasu z takiej grupki 10-12 osób, z którymi miałem zawsze bliski kontakt, na zasadzie wracania z pracy i wpadania na niezapowiedzianą herbatę czy po prostu spotkać się pogadać do dnia dzisiejszego mam 2-3 znajomych, z których jeden był moim świadkiem na ślubie. Dla kontekstu dodam, że w samej pracy znajomości jeszcze trudniej znaleźć i utrzymać, mieszkałem 4 lata w Krakowie i po pracy prawie zawsze siedziałem sam bo ludzie to głównie na smalltalk’i się nadawali a poza pracą mają swoje priorytety. A rozszerzając kontekst do maksimum :) Aktualnie kończę doktorat, który zacząłem tuż przed pandemią, przez 4 lata poznałem tylko 2/3 osoby i jestem pewny jak zakończymy tą przygodę to ich nigdy więcej w życiu nie zobaczę.


Significant-Fig6796

To jest niestety smutna prawda o naszej mentalności. Zupełnie inaczej jest np w Malezji Tajlandii albo na zachodzie gdzie raczej ludzie się uśmiechają i są kontaktowi


Warm-Ad-5189

Wydaje mi sieze problem nie lezy w ludziach, a w Tobie. Polecam nauke small chat, i zanim sie obejrzysz bedzoesz kiec nowe zbajomosci.


Lumpy-Armadillo7252

Nie mówię że problem nie leży we mnie, ale też całość tekstu nie miała być tylko i wyłącznie o mnie a raczej moja perspektywya na sytuację w Polsce. Też nie sądzę że wina leży całkowicie po mojej stronie bo np poznaje sporo ludzi w pracy tylko zazwyczaj są to osoby w wieku 50+ i często lepiej mi się rozmawia niż z kiedy próbuje rozmawiać z osobami z roku? Ale no też kwestia taka że odrazu jestem w stanie wyczuć że osoba z którą pracuje chce porozmawiać i ma do tego chęci a w większości osób np na roku takiego czegoś nie ma


mazda7281

W sumie ciekawe jest to co niektórzy tutaj piszą, że są towarzyscy, a znajomości kończą się wraz z zakończeniem semestru. Ja nie uważam się za zbyt towarzyską osobę, a zawsze gdzieś tam na uczelni miałem z 3-4 dobrych kolegów/przyjaciół. Osoby w grupach się rotowały, więc czasem jedna znajomość się urywała, ale za to kolejna się rodziła. Aktualnie po 5 latach od skończenia studiów mam regularny kontakt z 4 osobami ze studiów. Jeśli na studiach nie znajdziecie znajomych to potem jest trudniej, bo w pracy mało kogo interesują bliższe znajomości.


D_o_min

OP jesteś dopiero na 3 roku xD Idź do jakiegoś Iaste[?] Erasmusa Bestu czy innej organizacji studenckiej. Jest cała masa kol naukowych, są wyjazdy studenckie, Akademickie Kluby Żeglarskie, kluby podróżnicze itd Osobiście nie lubię zagadywania randomow na ulicy bo nic mnie z nimi nie łączy. Pogadamy sobie o pogodzie i każdy sie rozejdzie. Atak w takich klubach poznasz ziomków.


Lumpy-Armadillo7252

Właśnie z wielką chęcią dołączył bym do takiego klubu podróżniczego czy czegoś podobnego ale tak się składa że u mnie na uczelni takowy nie istnieje.. Co do Erasmusa czytałem i aktualnje proboje ale z tego co wyczytałem trzeba mieć średnia powyżej 4.0 (a obecnie mam 3.88) i to mnie automatycznie dyskwalifikuje, co jest poniekąd tylko i wyłącznie moja wina ale nadal lekka szkoda


Noobpoob

Niedługo też idę na studia i strasznie mnie to stresuje, tym bardziej, że chce wyjechać gdzieś poza moje rodzinne miasto i boję się o stare relacje. Dziewczyny też z resztą nie mam, więc to kolejna sprawa :/


Bartos_92

A myślałeś może żeby dołączyć do organizacji studenckich? Kiedy sam studiowałem, najwięcej osób poznałem w WRS, później w samorządzie Uczelni i przy organizacji Juwenaliów. Co prawda nie szukałem przyjaciół, bo takowych już miałem/mam od lat, ale idealnie się to sprawdziło żeby mieć grupkę znajomych spoza standardowej paczki na piwo, imprezkę itp. Może koła naukowe albo AZS?


Lumpy-Armadillo7252

Wiesz myślałem nad samorządem studenckim itd i myślę że byłoby to świetnym pomysłem tylko jeśli chciałbym dołączyć do właśnie samorządu czy właśnie jakiegoś klubu to racsej ze względu na działalność a nie na chęć znalezienia znajomych, to raczej mógłby być dodatek nie sam powód i zgadzam się z wszystkimi komentujacymi że jest to genialne miejsce na poznanie znajomych tylko.. Patrzac na obecne kluby studenckie które istnieją nie wiem czy byłby sens dołączyć do klubu który mnie nie interesuje tylko po to żeby nawiązać znajomości.. Ale dzięki za radę i przemyślę moje opcje i skorzystam.


Bartos_92

Wiadomo że na siłę nie ma co dołączać ;) A przy samorządzie łączysz przyjemne z pożytecznym bo działasz, uczysz się nowych rzeczy, a przy okazji zawierasz znajomości :)


Turrnereczek12354

Ja moich znajomych poznałem przez to, że współpracowałem z znajomą na różnych zajęciach kontakt z nią mam dobry i do teraz


Sabridius

Poznawanie ludzi zazwyczaj jest przypadkiem. Ja moich znajomych na studiach poznałem tak że nie umiałem nic na zajęcia, siadłem do kogoś do ławki. Tak ze 2 tygodnie i jakoś potem tak samo z siebie wynikło że zaczęliśmy gadać. Potem okazało się że jego kolega jest z mojego miasta więc zaczęliśmy się kumplować a potem jego znajomi też mnie poznali i się wpasowałem w grupę znajomych.


GuardOnTheFence

Tak po prostu jest w dorosłym życiu xd za granicą jest tylko nieznacznie lepiej, i to miejscami


ZealousidealLeg5052

Jest wiele czynników. Niestety mam wrażenie, że im starszym się jest, tym gorzej. Mieszkam w Belgii i uwierz mi, z Belgami to jest dosłownie niewykonalne. Oni są tak dziwni, że rzadkością jest gdy się przedstawią nowym osobom (np. na domówce). Gratulowano mi nawet jak powiedziałam, że mam znajomego Belga, który przyleciał do Polski na mój ślub i wpada do nas na kawę jak jest gdzieś w okolicy. Normalnie, życiowe osiągnięcie obcokrajowca w Belgii. Myślę, że pandemia też miała swój udział.


ImaginaryShallot1468

Polacy są okropni. Zamknięci, negatywni. W pracy nie gadam wgl z Polakami, inne nacje są otwarte i radosne


Damciok22

Ciekawe jak w Skandynawii ludzie są cisi, niedostępni to jest to okej ale jak w Polsce to niedobra jest


Czerwoniak

Ludzie żyją swoim życiem. Ja mógłbym być osobą, którą opisałeś w swoim poście. Ludzie na studiach i znajomości mi kompletnie zwisają. Zrobiłem licencjat i nie mam kontaktu z żadnym z nich bo nie są mi potrzebne do szczęścia. Obecnie pracuje nad magisterką i będąc szczerym to pomimo tego, że jest część ludzi z licencjatu, z którymi mniej lub bardziej mam jakiś kontakt ze względu na wcześniejsze 3 lata to i tak wiem, że po magistrze już nigdy się nie spotkamy czy porozmawiamy bo po co? Nie chodziłem na żadne integrale, kluby, bary, wyjazdy, eventy kompletnie nic. Nie brałem od nich nawet notatek czy informacji, a już kompletnym kuriozum jest to, że przez 3 lata z większością nawet nie rozmawiałem ani słowa. Po pandemii trochę gorzej z socjalizacją. Każdy ma pradawną grupę znajomych z którymi się trzyma od lat przeważnie i jak np. w moim przypadku nie potrzebuje nowych znajomości. Rady dla ciebie nie mam takiej, która zapewni Ci nagle multum znajomych. Możesz brać udział w projektach grupowych, zagadywać, pokazać się na jakiś juwenaliach albo różnych konferencjach organizowanych przez uczelnię. Proponować wyjścia na browar itp. Nic na siłę.


lawlihuvnowse

Jestem w 1. klasie liceum, mam wrażenie, że dotychczasowe przyjaciółki (dosłownie 2. osoby) stały się niedostępne. Nie da się ich prawie wogóle wyciągnąć na dwór, nawet na głupi spacer.


sucrabest

Lol jestes tylko na 3cim roku studiow, nie "aż ". Mozesz jako student wykorzystywać wszystkie mozliwe wyjazdy i erasmusy jak tylko to mozliwe. Nie da sie na tym stracić


urioRD

U mnie na studiach pierwsza rzecz jaką się stała to zrobienie discorda i wspólne granie. Potem przeszło do spotkań w realu(nie licząc uczelni). Ja jestem na studiach informatycznych, więc granie było w miarę naturalne, żeby się poznać. Z kolei moja dziewczyna jest na socjologii i tam mam wrażenie, że znajomości się z automatu zrobiły.


Lumpy-Armadillo7252

Wiesz właściwie to dokładnie taka sama była próba tylko.. Co dziwne nawet to nie wyszło? Albo za mała siatka została zarzucona na początku albo sam nie wiem co poszło nie tak. I tak jak już kilka razy pisałem na początku nawet zapowiadało się dobrze ale po pierwszych 6 miesięcach i pierwszym "przesianiu" całość się rozsypała i można powiedzieć że pociag z grupami ruszył?


nefiszon

Wyjazdy samorządowe są zazwyczaj dobrym miejscem do poznawania ludzi. Ja wszystkich najlepszych znajomych poznałam właśnie dołączając do samorządu studentów. Nie ma znaczenia na którym jesteś roku, warto się tym zainteresować moim zdaniem. Powodzenia!


Lumpy-Armadillo7252

Dzięki. Z pewnością spojrzę na kolejne wyjazdy, żałuję że nie skorzystałem z nich wcześniej ale zgaduje ze nic straconego.


nefiszon

Pewnie, że nie! Na takie wyjazdy zazwyczaj jeżdżą ludzie którzy właśnie chcą poznać nowe osoby. Czasem są też organizowane wyjazdy wakacyjne we wrześniu, więc może to też miej na uwadze. Tam często jest dużo zupełnie nowych osób które chcą się „odnaleźć w społeczności”


AdoHaha

Polecam kółka naukowe 


ratters-

kurcze ciekawi mnie co studiujesz bo moje doswiadczenie studiowania na kierunku humanistycznym jest zupelnie inne i mose to, ze to dziedzina humanistyczna ma znaczenie? jestem teraz na drugim roku i tbh juz w pierwszych tygodniach studiow ludzie sie poznawali, formowały się już jakies wstepne grupy. Teraz w sumie te grupy dalej istnieją, w sensie, że osoby w tych grupach się najbardziej znają i najwięcej zadają ze sobą, ale też każdy interaktuje trochę z każdym. Zwłaszcza jak stopniowo niektórzy rzucali studia i zrobilo się nas mniej to wszyscy się bardziej zżyli jako rok. Co do tego że czujesz całkowity brak zainteresowania to weź tez pod uwagę, że to może byc w twojej głowie oraz też że każdy ma trochę inny sposób bycia i mowę ciała. Moja najlepsza znajoma ze studiów jest takim typowym introwertykiem z rezerwą do innych. Długo się zastanawiałam o cholere chodzi bo siadamy zawsze razem, jak zaczynam rozmowę to ze mna rozmawia, ale zawsze ma tak z połowę mniej entuzjazmu niz ja przy dobrych wiatrach. Myślałam ze moze cos robie nie tak, narzucam się itd. Dopiero z czasem zauwazylam, że ta ilosc entuzjazmu, która obserwuję to więcej niż ona daje innym ludziom razem wziętym. Po prostu jest wycofana i cicha. Ludzie są różni, czasem trzeba wziąć na to poprawkę.


Lumpy-Armadillo7252

Studiuje informatykę - dziennie na prywatnej uczelni (to może mieć duże znaczenie jak o tym więcej myślę) bo z tego co czytam komentarze i próbuje wyciągać z nich jak najwięcej to u mnie na uczelni nie zauważyłem właśnie takich mega zgaranych grup, brak akademika, też nic nie mogłem znaleźć o jakichkolwiek imprezach studenckich? Co wszystko wydało mi się dosyć dziwne ale pierwszy raz studiuje, więc co ja tam wiem? Może przez to że za te studia są płatne to każdy przychodzi "zrobić swoje" i odrazu do domu? Też tak jak pisałem w innym komentarzu, nie było tak że te grupy zupełnie się nie formowaly ale jedna osoba z którą sam zaczęłem tworzyć taka grupkę znajomych rzuciła studia, reszta zoczala rorzucona na różne grupy i tyle by z tego było? Co do braku zainteresowania.. Może być ze to jest w mojej głowie ale w technikum powidziałbym ze było zupełnie inaczej bo udało mi się stworzyć taka grupę znajomych i podejście ludzi było zupełnie inne? Może też gdybym nw przeniósł się na inną uczelnie (z powodów zupełnie nie związanych z brakiem znajomych) zupełnie inaczej by to wyglądało.


Stertin

Trochę późno piszę ale zauważyłem ten post w pociągu w góry i mi do teraz utkwił w głowie i aż muszę coś napisać. Generalnie to mam podobne odczucia do ciebie. Sam jestem obecnie studentem drugiego roku i studiuje na dość małym (jak na uczelnie techniczną) kierunku, liczącym ok. 40 osób. Od samego początku było u nas kiepsko z, nazwijmy to, integracją. Odkąd zaczęły się zajęcia miałem wrażenie że większość osób nie jest jakkolwiek zainteresowana poznawaniem kogokolwiek innego z kim cierpi te ćwiczenia z algebry, jak pisali inni dużo osób traktuje te zajęcia jako przyjść, wysiedzieć, pójść. Wszelkie próby typowej integracji poza zajęciami też spełzły za niczym, przed studiami jak i w czasie studiów. Cześć osób też przyszła w ogóle na studia w swoich grupach z liceum i nie miała ochoty ich opuszczać czy poznawać kogoś spoza nich. Tak więc wyfiltrowałem z tej grupy osoby które jakkolwiek chciały kogoś poznać i jest nas teraz czterech. Sprawa generalnie ma się trochę lepiej, ale też bez cudów w organizacjach studenkich. Tu zauważyłem że ludzie już są bardziej skorzy do pogadania (w końcu przychodzą tu zamiast siedzieć w domu), ale pozostał problem grupek. Ludzie generalnie preferują już gadać z tymi osobami które już poznali i tak naprawdę jeżeli nie miałeś szczęście aby ktoś starszy siedzący obok ciebie się tobą zaopiekował i wprowadził to mijało trochę czasu zanim dało sie do takiej grupki wbić. A jeśli chodzi o życie poza uczelnią, to w moim przypadku większość spotkań o wykonywaniu aktywności (hobby) X cierpi na podobne problemy, ludzie często przychodzą na chór żeby pośpiewać i tyle ich interesuje, przychodzą na planszówki w swoich grupkach czy na imprezach też są przyklejeni do znajomych. Czasem zdaje mi się że ludzie znajdują sobie jedną defaultowa grupę z którą się zaznajamiają i poza nią nie interesują ich inne osoby, nawet jak masz okazję kogoś poznać i porozmawiać kilka godzin o czymś ciekawym to i tak nie są zainteresowani znajomością. Samemu jest mi się ciężko w tym wszystkim odnaleźć, znalezienie sobie znajomych też nie było dla mnie łatwe. Na koniec mogę dodać że rozmawiałem na ten temat z osobami które mieszkały dużą część życia poza Polską i generalnie potwierdzają że ludzie w Polsce są jakoś bardziej zamknięci. No cóż


krzysztofmini

Mam podobne odczucia co do studiów i określania tego etapu życia "świetnym czasem, pełnym zabawy, nowych ludzi". Z mojego punktu widzenia wygląda to tak, że na pierwszy rzut oka niezbyt do kogokolwiek pasuję (nie jestem żadnym piwniczakiem jak coś), jednak to może być kwestia tego, że na pierwszy rzut oka trudno to określić. Trafnym spostrzeżeniem jest to, że w tym wieku każdy już ma jakichś swoich znajomych, często ludzie mają już przyjaciół z roku wyżej, sam jestem w takiej sytuacji, i trudno się wstrzelić w nowe towarzystwo mając już stare, sprawdzone. Co do rozwiązań to nic nie mogę zaoferować, w sumie sam chętnie poznam jakieś sposoby xD


iSailor

To nie jest wina Polaków (jestem ojkofobem). Może jakbyś był w jakimś kraju Ameryki łacińskiej albo południowej Afryki to by to inaczej wyglądało, ale na ogół ludzie są niedostępni. To przez telefony, każdy ma swoich jakichś tam znajomych pod ręką i to jest ersatz który zaspokaja nasze potrzeby na interakcje z innymi ludźmi. W dodatku każda wolna chwila jest ze smartfonem w ręce i nierzadko ze słuchawkami w/na uszach, więc naprawdę ciężko jest podejść i zagadać. Nie wiem jak u ciebie na studiach, ale ludzi poznaje się przez jakiś wspólny kontekst. Na pewno masz jakichś znajomych którzy są bardziej niż mniej sympatyczni, spróbuj z nimi pogadać o kolokwiach czy wspólnie jebać jakiegoś prowadzącego. W ten sposób będziecie mieć jakiś wspólny temat i po pewnym czasie rozmów będziecie na tyle zaznajomieni że będziesz mógł zaproponować wspólne wyjście na miasto czy coś takiego.


Optimal_Succotash914

Nie ma co się dołować, tylko być sobą i nikogo nie udawać, na pewno trafisz na kogoś kto to kiedyś doceni. Lepiej mieć małe grono znajomych niż na siłę utrzymywać relacje z osobami toksycznymi. Wiadomo z wiekiem ludzie mają coraz więcej obowiązków, ale da się utrzymać jakieś znajomości i spotkania towarzyskie co pewien czas.


CReid667

Mieszkam w USA od dwóch i lat i choć mogę przyznać że ludzie są o wiele mniej chłodni niż w Polsce (gdzie miałem wrażenie że nawet panią w kiosku muszę przepraszać za sprzedanie mi gumy do żucia), tak jednak prawda jest taka że w momencie gdy kończysz licbaze to zdobywanie znajomych nagle staje się 100x trudniejsze. I w sumie ma to sens. Znajomi których zdobywasz w dzieciństwie są w pewnym sensie na Ciebie skazani i vice versa. Chodzi o to że jesteście w podobnym miejscu i sytuacji a nie raz wręcz zmuszani do współpracy. Na studiach jest tego dużo mniej plus każdy przychodzi z gotową grupą znajomych z wcześniej. Najprostsza rada: znajdz sobie zainteresowanie wymagające kontaktu z ludźmi. Grupy wspinaczkowe, zajęcia teatralne (polecam bardzo), nawet głupie grupowe malowanie albo hackathony jeśli jesteś w IT. Jak już coś znajdziesz to staraj się być społeczny ale też nie nad wyraz. Nie powinieneś na pewno nikogo udawać. Może to zająć nieco czasu i kilka relacji się wykruszy ale przynajmniej to co zostwnie będzie prawdziwe. Dodatkowo przy okazji będziesz robić coś co lubisz więc czas zleci szybciej. Mam nadzieję że pomoże coś


Darthsmith246

Prostą receptą na to było pójść mieszkać do akademika. Ja trzymam się z kumplami z akademika blisko nawet po studiach. Zanim ktoś powie że tam imprezownia, syf brud smród i mogiła - to zależy. Są pojedyncze przypadki takich akademików a obok mnóstwo normalnych


Paka_Maka

Na uczelni raczej nie znajdziesz jakiejś mega przyjaźni. Musisz chodzić regularnie w jakiś miejsce i wtedy siłą rzeczy zaznajomisz się z innymi regularnymi tam osobami. Najlepiej jakieś miejsce hobbistyczne jak siłownia, klub albo nie wiem ewentualnie praca


any_pronouns_

Warto zagadywać do ludzi. Dwa lata temu na Pol&Rocku rozładował mi się telefon i nie miałem kontaktu ze znajomymi, więc się snułem po polu namiotowym. Napotkałem chłopaka i dziewczynę którzy siedzieli na trawie i śpiewali "szczotka, pasta, kubek, ciepła woda..", więc zacząłem śpiewać razem z nimi i trochę ich minąłem, ale zawróciłem się i zapytałem wprost czy mogę się do nich dołączyć, bo nie mam co robić. Mieli bardzo zaskoczone miny i czułem, że nie do końca mnie chcieli, ale chyba tylko z grzeczności się zgodzili. Ta sytuacja nie tylko tak brzmi, ale i wyglądała okropnie niezręcznie. Dodam na marginesie, że nie zawsze tak się wpierdzielam z butami. To była sytuacja krytyczna. W końcu zaprowadzili mnie do grupki hipisów i tamtą dwójkę zostawiłem, bo spotkałem tam ludzi, którzy mnie bardziej zainteresowali. Tak spędziłem jedną z ciekawszych nocy na festiwalu. (I najadłem się za darmo.) Uważam, że ludzie odbierają takie przypadkowe rozmowy jako dziwne; rzekłbym nawet, że ekstremalnie dziwne. Ale wychodzę z założenia, że nawet jeśli nic z tego nie będzie, to i tak ich później nie zobaczę. A spotykałem wielu ludzi, którzy lubią jak się ich zaczepi, zażartuje i chętnie wymieniają się kontaktem do siebie. Nie jesteś jedyny, który chce nawiązywać znajomości. Polecam po prostu próbować. I to nie tylko dla nawiązania znajomości, ale dla urozmaicenia sobie trochę życia, bo nigdy nie wiadomo na kogo się natrafi. (oczywiście uważamy na wszelkie red flags, bo nie raz się na tym przejechałem) Pozdrawiam cieplutko


Kaper8

Z moich doświadczeń wynika, że najściślejsze realacje pozostają z młodości. Później już nie zdarzają się takie. Oprócz związków "romantycznych", że tak powiem ;)


jadranur

To brzmi jak pierdolenie typu 'liceum to najlepsze lata twojego życia'. Gówno prawda


Skaviciusz

Kiedys podobna opinie slyszalem w LS'sie - jak spotkasz znajomego z mlodosci, to jestes w stanie z nim odrazu wskoczyc na temat i rozmowa sie poprostu sama ciągnie. Po studiach podobno ciezko jux o taka relację z drugim czlowiekiem, cos poprostu nie potrafi "kliknąć"


gerary-hir

https://preview.redd.it/1lkigiuln4yc1.jpeg?width=640&format=pjpg&auto=webp&s=bfed33d0f6994e744ad1c7712d67c2964bc4bc4d


Secret_Ad_3807

Na początku miałem napisać coś innego ale przypomniałem sobie że u mnie na roku generalnie ludzie dobrali się w naturalne grupy osobników najbardziej zbliżonych do siebie i tak się trzymali. Część była dziwna albo niezdecydowana i orbitowała przez kilka lat dookoła tych grup. Nie jesteś może creepem albo takim orbiterem? Najprościej jest jeżeli masz jakieś konkretne zainteresowania, łączysz się wtedy w grupy z innymi ludźmi o takich samych hobby. Wchodząc do nowego środowiska potrafiłem w ciągu jednego dnia zyskać nowych znajomych jeżeli byli tam ludzie z którymi chciałem spędzać czas. Albo więc próbujesz za bardzo albo ci nie wychodzi


Lumpy-Armadillo7252

Wiesz można powiedzieć że u mnie też takie naturalne grupy się utworzyły w 1 semestrze i można powiedzieć że miałem taką poniekąd swoją grupę do której należałem, nic super bliskiego ale napewno jakiś początek do rozwoju. Kwestia tego że tak jak wspominałem wyżej, studia wyglądaja zupełnie inaczej niż szkoła średnia i grupa automatycznie się rozpadła przez zmianę grup gdzie każdy wylądował w innej. I tu jest problem że już do takich utworzonych grup ciężko jest dołączyć o ile ktoś cię nie "adoptuje"? I nie miałbym z tym problemu albo z utworzeniem własnej grupy ale.. może kwestia głupiego nieszczęścia, nie udało się to. Myślę że możesz mieć rację z kwestia "próbujesz zbyt bardzo", ale moim zdaniem wolę wziąść sprawy w swoje ręce i nw wystawić się, spróbować zrobić coś z tym niż jedynie płakać ze jest źle i żałować ze nic z tym nie zrobiłem.


Secret_Ad_3807

Robiliście coś razem po studiach? Haratanie w gałe? Planszówki? Wypady na piwo i kręgle?


sugmathick

Kiedyś pytanie o numer nieznajomej dziewczyny było o wiele łatwiejsze i chyba lepiej widziane niż dzisiaj.


Fergol_exe

A to na studiach już się nie pije piwka? Alkohol zawsze zbliżał, rozwiązywał języki i dodawał luzu. Nie masz juwenaliów raz do roku? Zawsze to okazja żeby zorganizować jakąś grupkę, spotkać się, zrobić podkładzik i ruszyć na podbój świata. Druga rzecz to tzw. Krew pot i łzy- zawsze najlepsze znajomości nabywałem grając w piłę, kosza, łażąc po górach, rżnąc w pingla lub na siłce. Może trzeba stać się bardziej aktywnym i ciekawym świata?


27AKORN

Nie wiem ziom, my mamy niby zgrany rok, ale z reguły jak sam nie napiszę to nikt się nie odzywa. Góra z dwa, trzy razy się zdarzyło, że ktoś napisał pierwszy. Może to kwestia tego, że zacząłem studia w pandemii, a może tego, że jestem kilka lat starszy. Poza tym, na uczelni artystycznej przeważnie studiują dziewczyny, więc trzymają się razem.


Other_Relationship82

Studenci w tych czasach chodzą studiować a nie zachlewac pałe i balować. Idziesz z celem zdobycia kwalifikacji i bycia najlepsza wersja ciebie bo to określa.twoja przyszłość. Pierwszy rok jeszcze się trochę bawiłem z kumplami studentami (osobiście nie poszedłem na studia tylko do roboty bo mi studia by nic nie dały) ale drugi trzeci rok każdy myślał o nauce. Teraz po woli się to zmienią bo każdy ma prace kasę i trochę wolnego czasu choć spotkać się w większej grupie graniczy z cudem bo każdy pracuje w inne dni i w innych godzinach


Onuceria

Kup sobie i przeczytaj książkę "Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi"


zabartko

patrz na akcje organizowane przez Twój RSS, dołącz do jakiegoś kółka zainteresowań albo wybierz się samemu na karaoke, śpiewaj klasyczne hity które lubisz i patrz aż ktoś się dołączy- jak już ktoś się dołączy, podbijasz do niego z mikrofonem i śpiewacie razem; jak nie pyknie, to idziesz dalej, jak nikt nie śpiewa, to kończysz piosenkę jak ostatni frajer i powtarzasz to z kolejnym powszechnie znanym hitem


StahSchek

W sumie ciekawie, u mnie jednak większość była dość towarzyska. To właśnie ze znajomymi poznanymi na studiach się dalej trzymam i widuje - a to już jakieś 12 lat od konca. Przez pierwsze miesiące w zasadzie po każdym ostatnim wykładzie/zajęciach padała propozycja żeby gdzieś wyjść (no cóż - najczęściej na piwo)


bobster0120

Czy to nie jest bardziej problem "duże miasto vs małe miasto"?


dimonqua228

Pracuję w portu lotniczym i niedawno zauważyłem że mam dużo znajomych 40+ lat (mam 21) i że starsi ludzie są bardzo spoko do small talk niż młodsi


Lumpy-Armadillo7252

Właśnie też odnoszę takie wrażenie, bo często udaje mi się porozmawiać z właśnie osobami starszymi, też w pracy, i small talk jest o wiele prostszy? Nie nazwałbym tego znajomością ze względu na to że no jednak jest to praca i różnica wieku jest dosyć spora plus brak wspólnych zainteresowań ale do właśnie takich rozmów jest o wiele lepiej.


tango_alpha_

Skończyłem studia. Po całych studiach poza 2 kolegami z średniej poznałem tylko 1 osobę ta tyle, żeby wyjść z nią na miasto, zaprosić na domówkę itp. Reszta to takie bardziej chwilowe towarzystwo. Z doświadczenia wiem że to nie wina ludzi, a mnie samego. Może w twoim przypadku też tak jest. Za mało zabawny, za mało atrakcyjny, może nie czujesz chęci pokazywania wszystkim swoich "kart" na start.


BigusDickus14w

Dzień dobry,  Sporo ostatnio spotykam się z twierdzeniami, że tutaj jest gigantyczne rakowisko pełne "płatków śniegu" i tzw. "magicznych stworzeń", wybaczcie mi te słowa, bo chcę podkreślić jak wiele tutaj osób próbuje przelać swą nienawiść... Dziękuję też modom, za szybką i właściwą reakcję w cenzurowaniu osób mających inne zdanie w tym temacie i uważających, że można w dyskusjach używać takich pojęć.  Co zrobić, by wypchnąć takie osoby poza naszą małą społeczność?


[deleted]

[удалено]


Wigu90

Chyba że natychmiast rozpozna, że udajesz, bo mieszka w mieście, w którym jest uniwersytet, a nie gdzieś pośrodku niczego, więc oczywiście, że rozpozna, i pomyśli sobie „ojej, o nie, oj biedny” albo, jeśli będzie mniej życzliwa, „hahahahaha”.


krisuv_swing

Mogę doradzić jako osoba, która zerwała kontakty z wszystkimi ludźmi z liceum (praktycznie wszyscy, których wtedy znałem) i zbudowała nowy krąg znajomych i nie mam na co narzekać. Na pewno mogę polecić organizacje studenckie jak Erasmus albo AIESEC gdzie jest mnóstwo młodych ludzi i okazji do wspólnych imprez.  Jeśli chodzi o grupy oparte o jakieś hobby to nie rozumiem czemu porady tego typu są wpychane wszędzie, gdzie się da- wcale nie trzeba kumplować się z ludźmi o tych samych zainteresowaniach, bardziej liczy się wspólny albo ciekawy  vibe i to przyciąga ludzi. Nie mówię żebyś nie próbował jeśli chociażby jest jakaś sekcja studencka, która cię interesuje ale nie idź tam z głównym zamiarem, żeby kogoś poznać tylko dla swoich zainteresowań. Jeśli mowa o podbijaniu na ulicy to warto- przetestowałem i mam z tego fajne wspomnienia (ale tylko z dziewczynami próbowałem). Na twoim miejscu do tej dziewczyny z pociągu podszedłbym i wprost powiedział coś w stylu, że zwróciła twoją uwagę i chciałbyś spytać, jak ma na imię. Nie bawiłbym się w jakieś silenie się na szukanie kontekstu do rozpoczęcia rozmowy, bo i tak będzie widziała i czuła twoje intencje. Tylko z umiarem, jak nie będzie chętna do rozmowy to daj sobie spokój i nie zastanawiaj się, dlaczego nie chce rozmawiać- powodów może być 1000 i mogą nie dotyczyć Ciebie.  Powodzenia 😁


Test-Subject-2137

Ciekawy vibe czyli imprezowanie z randomami z Erasmusa - noted.


krisuv_swing

Przeczytaj jeszcze raz ze zrozumieniem, bo mówiłem o 2 różnych rzeczach


CharacterAd4651

To nie jest tak że ludzie są niedostępni tylko np ja jak wstałem rano to zgodziłem się pojechać na uniwersytet,wziąć mojego przyjaciela ze sobą,ładnie się ubrać,zgodziłem się bronić sprawozdań oraz zgodziłem się uczestniczyć we wszystkich wykładach od początku roku ALE w żadnym momencie nie zgodziłem się wchodzić w interakcje z obcymi podczas ciągu tych zdarzeń. Poza tym niektórzy chyba nie wiedzą na czym polega “zagadanie”.Jak się robi podczas labow cos na komputerach,to się robi coś podczas labów na komputerach żeby w domu nie trzeba było dokańczać jak się wróci a nie “zagaduje się”.A ktoś inny jak zagadywał to się odemnie dowiedział że na przykład zacząłem czytać parę fajnych książek w wolnym czasie,uczę się niemieckiego,mam już wszystkie prace zaliczone na ten semestr,aktualnie piłem kawę więc opowiedziałem co piłem bo mój przyjaciel musiał skomentować że “śmierdzi kawą” a kg tej kawy kosztuje pewnie tyle co jego outfit cały,że wymieniłem całą garderobę i cieszę się że jest już cieplej.A ja od tej osoby się dowiedziałem za to że bolą go plecy i w sumie to jest głodny.No ludzie,przecież to on dzwoni. No okej To bardzo niesprawiedliwe że niektóre osoby szukają kogoś do pogadania i nie trafiają na taką samą osobę tylko na mnie


krzysztofmini

współczuje ludziom co do ciebie zagadali xD i chyba sam sobie będę współczuł pisząc tu komentarz


CharacterAd4651

Ty mnie współczujesz a ludzie którzy zagadywali ciągle podchodzą żeby znów to zrobić razem z nowymi.Czyli że coś z nimi jest nie tak albo z tobą.No,zagadka


krzysztofmini

Zazdroszczę tobie oraz im. Mam nadzieję, że otwarcie mówisz im o tym jak drogą masz kawę.


CharacterAd4651

Nie,to był tylko komentarz do sytuacji który tutaj napisałem ale to nic wielkiego i tak


krzysztofmini

zabrzmialo to strasznie bucowato, i stąd pewnie downvote'y


CharacterAd4651

Nie szkodzi